piątek, 5 kwietnia 2019

Od Naliaki do Chavaca - Bo do kąpieli trzeba dwojga

Wężowata z zaskoczeniem oglądała, jak umysł Chavaca opuszcza świadomość. Jego ciało opadło bezwładnie na ziemię. Spodziewała się takiego obrotu wydarzeń, widząc dziwny wyraz twarzy mężczyzny i niespokojne drgania źrenic. Nie wiedziała jednak, co w takiej sytuacji powinna zrobić. Głęboko w pamięci zaszumiało wspomnienie z dzieciństwa, gdy radośnie biegła ku potykającym się starcom, by ich wesprzeć. Wówczas wszyscy uśmiechali się do niej i głaskali ją po głowie. Ten obraz był bardzo szczęśliwy i kolorowy, ale ta barwność skrywała mglistą, mdłą powłokę. Wspomnienie przywiodło ze sobą postać Inushiego, niegdyś kochającego brata. Naliaka zacisnęła pięści w przypływie gniewu. Odepchnęła irytujące myśli, powracając skupieniem do bladego blondyna. 
Czuła się niezwykle spięta. W jej mózgu doszło do dysonansu – starcia dwóch odruchów, z czego jeden wykluczał drugi. Wężowa natura Naliaki kazała porzucać słabych. Wężowaci co prawda dbają o siebie nawzajem, ale ci osłabieni w niekorzystnych okolicznościach przechodzą do wyższej fazy klątwy. Z tego względu, w stosunku do przeklętych, nadgorliwa pomoc jest wręcz niewskazana i niepożądana. 
Zaś z drugiej strony znajdowała się zakopana głęboko pod skorupą nienawiści i wężowej skóry czułość Naliaki, która nadal pamiętała ludzkie zwyczaje i chciała pomóc dziwnemu nieznajomemu. Chociaż przedstawili się sobie, a rozmowa stanowiła dla obojga z nich swoistą ulgę, to Naliaka nie umiała zaakceptować myśli, iż mogłaby rozwinąć z Chavem jakąś relację. Sam pomysł zaprzyjaźnienia się z kimś wydawał jej się zdradą własnego sumienia. 
Zamrugała, przyglądając się nieprzytomnemu mężczyźnie i odczuwając coraz większy dyskomfort. Szczerze powiedziawszy, trudno było czuć się dobrze, stojąc jak słup naprzeciwko osoby, jaka hipotetycznie mogła potrzebować pomocy. W końcu podjęła decyzję, że powinna przynajmniej ustalić, co spowodowało utratę przytomności. Podczas rozmowy z Chavem zapamiętała kilka ważnych informacji. Tak więc nie powinien zemdleć z powodu choroby, bo niedawno jadł. Oraz nie mógł ulec zatruciu, gdyż uważał się za znawcę leśnego terenu. Naliace przemknęło przez głowę, że Chavac może chcieć ją oszukać. Udawać nieprzytomnego, aby się jej pozbyć. Zwierzęcy instynkt nadal pamiętał ostrze wbite tuż obok głowy. Z drugiej strony, kobieta od początku ich rozmowy prezentowała się jako osłabiona i wątła. Nie przeszkadzało jej to, bo wiedziała, iż potrzebuje tylko kilku sekund na przyjęcie pełnej formy gorgony. A jednak groźba odbijająca się echem gdzieś z tyłu głowy była bardzo rzeczywista. 
Bo jeśli faktycznie jest taki sprytny, to podjąłby dodatkowe działania, aby mieć pewność, że uśmierci potwora i zapobiegnie walce, która z pewnością nie okazałaby się dla niego korzystna. 
To chyba właśnie ta myśl sprowokowała Naliakę na tyle, że ruszyła się z miejsca i poczęła ostrożnie stawiać kroki ku leżącemu. Słaby przy nieruchomych celach wzrok i znikomy słuch utrudniały jej stwierdzenie, czy mężczyzna naprawdę jest nieprzytomny. 
Wtem poczuła coś nietypowego. Powiew chłodu nieprzyjemnie smagnął ludzkie obszary jej skóry. Przystanęła i rozejrzała się. Wokół niej wszystko wyglądało identycznie. Doskonały węch także nie odnotował niczego specjalnego. Lecz do jej uszu dotarł dojmujący szum. 
Czoło wężowatej zmarszczyło się. Stroskane, acz skupione oblicze zwróciło się ku niebu. Nad dwójką osamotnionych dusz zawiał upiorny wiatr. Ciemne, ciężkie chmury zakryły słońce, płynąc wśród przestworzy tak, jakby wycie wichury było dla nich rozkazem. Korony drzew zafalowały w szalonym tańcu, który kołysał ich pniami na boki. Wątły słuch Naliaki wyłapał o wiele więcej doznań, niż powinien. Nieznośny, dmący w uszy szum, trzeszczenie kory, szelest liści, ryk wzburzonej wody. A na samym końcu, zrodzone dawno temu w głębi jej duszy syki. Syczące szepty wypełniające umysł, zaślepiające ludzką wolę. 
Kobieta zacisnęła powieki i schyliła głowę. Czuła, że jeszcze trochę i sama wyłoży się na wznak. Spięła się, wstrząsana dziwnymi odruchami. Umiała odróżnić własną nienawiść od szaleństwa, jakie chwilami dręczyło gorgony. To był właśnie jeden z tych momentów. 
- Odejdź – zachrypiała Naliaka, kuląc się i wplatając palce we włosy. – Wynoś się… Nie masz tutaj władzy! 
Jej ciało jeszcze przez chwilę doznawało bolesnych skurczów, a myśli wypełniał złowrogi, przesycony jadem o wiele gorszym od jej własnego szept. Kucnęła, walcząc z lekkimi drgawkami. Czekała, aż objawy ustaną. I ustały – po kilkunastu sekundach, które wydawały się dla niej co najmniej trzydziestoma minutami. Wszystko wokół ucichło, a dźwięki śpiewających ptaków, lekkich powiewów wiatru i szelestu strumienia ponownie wydawały się oddalone ze względu na słaby słuch. Wówczas otworzyła zmęczone powieki. Pobieżnie rozglądnęła się po intensywnie barwnej, skąpanej w południowym słońcu polanie. Westchnęła krótko i cicho. Nie była pewna, czy scena, jakiej doświadczyła chwilę temu, wydarzyła się naprawdę. Nie należała też do osób obawiających się mrocznych sił. Towarzyszyła jej tylko irytacja spowodowana niewiedzą, a świadomość, że całe jej życie mogło być zabawkową kością rzucaną przez jakąś istotę wyższą, doprowadzała ją do granic rozżalenia. 
Tym razem bez ociągania się podeszła do Chavaca i nawet nie wiedziała, kiedy przy nim kucnęła. Odruchowo ułożyła go na plecach i wsunęła dłoń pod jego głowę, by upewnić się, czy nie jest uszkodzona. Na jego szczęście, ziemia w pobliżu strumienia była od zawsze miękka, żyzna i pokryta gęstą trawą. Naliaka przyglądała się nieprzytomnemu obliczu blondyna, które nawet teraz wydawało się zmęczone. Poważnie zastanawiało ją, czy stracił przytomność z tego samego powodu, z jakiego ona przez moment nie czuła się sobą. Jednocześnie odniosła wrażenie, że nie ma ochoty rozmawiać o tym z kimś nowo poznanym. Nie wyznała tego nawet Qelezarrowi, gdy ten zapytał ją na osobności o przyczyny częstej utraty kontroli. 
Westchnęła raz jeszcze, tym razem ciężej i dłużej. Przysiadła na klęczkach i ułożyła sobie Chavaca na nogach zakrytych płótnem sukni, która teraz podwinęła się i odsłaniała łydki. Czekała, aż mężczyzna się obudzi, jednocześnie zerkając wrażliwym na ruch okiem w stronę leśnej gęstwiny. 
Po kilku minutach sposób oddychania nieszczęsnego blondyna zmienił się. Wężowata spodziewała się, że odzyskał już przytomność, ale nie odezwała się ani też nie zmieniła pozycji, by go nie niepokoić. Spodziewała się nagłej reakcji. I nie pomyliła się. Gdy tylko otworzył oczy, jego źrenice rozszerzyły się, a on sam napiął mięśnie i zerwał się z jej kolan, zanim chyba był w stanie zrozumieć, co tak naprawdę się stało. Nie zaskoczyło to Naliaki. Obserwowała go ze spokojem, nadal przysiadując na kolanach. Miała już nieco zdrętwiałe łydki, ale nie przeszkadzało jej to. Długotrwałe przebywanie w formie gorgony zdążyło osłabić nogi kobiety o wiele bardziej, niż mogłoby je uszkodzić przesiadywanie na łydkach. 
- Wszystko w porządku? – zapytała spokojnie, ze swoją zwyczajową obojętną miną. 
Mężczyzna kiwnął głową i obrócił się przodem do niej. Przyglądał jej się przez chwilę. Najprawdopodobniej próbował pojąć fakt, iż leżał na udach gorgony. A raczej bazyliszka, lecz o tym nie mógł wiedzieć. 
- Długo byłem w tym stanie? Nie czuję się komfortowo z tym, że widziałaś co się ze mną dzieje, podczas tej jednej minuty… 
Wężowata natychmiastowo uniosła jedną brew. 
- Minuty…? Tak, zapewne. – Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. Wstała i poprawiła sukienkę. – Często tak ci się dzieje? – Przestała się uśmiechać i spojrzała na niego czujnymi oczami. 
Miała dość czasu, by przemyśleć całe zajście i dojść do wniosku, że jego omdlenie nie zostało wywołane przez chorobę. A przynajmniej nie tylko przez to.

<Chavac?>

czwartek, 4 kwietnia 2019

Z naszego świata zniknęły dusze I

Nie popadajcie jednak w żal i rozpacz, zapadli w wieczny sen, który przyniósł im ukojenie.




Template by...