wtorek, 8 października 2019

Od Naliaki do Chavaca - Bo do kąpieli trzeba dwojga

Wężowata obserwowała gniewną reakcję mężczyzny. Rozumiała go. Jaki inny cel przyświecał jej samej, jeśli nie chęć zniszczenia ludzi, których niegdyś nazwałaby rodziną? Jednak w głębi zaczynała odczuwać, że jej motywacje były zupełnie inne niż motywacje Chavaca. Wypełniały ją różne, zupełnie przeciwstawne emocje. Przez chwilę pomyślała, że nienawidzą w identyczny sposób, że oboje zostali opuszczeni. A jednak jej rozmówca był kimś, kto nigdy nie miał prawdziwej rodziny – i najwidoczniej łatwo mu było drwić z tych, którzy ją mieli. Oczy Naliaki wróciły do swoich wężowych standardów, źrenice zwężyły się. Kobieta rozłączyła dłonie, którymi chwilę wcześniej się bawiła i opuściła je wzdłuż ciała. Nieco się zgarbiła, gdy Chavac kończył swoją wypowiedź. Przymknęła powieki, zastanawiając się, co by się wydarzyło, gdyby była tamtą dziewczynką – w białej sukience zamiast znoszonej sukni, z koszykiem świeżych kwiatów zamiast z torbą na zioła, z niewinnością zamiast topiącego skały jadu. Te rozmyślania niezwykle ją irytowały. Spod półprzymkniętych powiek zerkała na zaciśnięte w złości pięści blondyna. Zakołysała się na boki, trochę tak, jakby usłyszała jakąś powolną melodię. Tym samym zachwiała się i musiała podeprzeć się nogą, by nie upaść. Wyglądało to co najmniej dziwnie – wężowata prawie zgięła się w pół, opadając tułowiem na wysunięte kolano. Jej ręce nadal pozostawały luźno opuszczone. Ona sama wydawała się zdziwiona tą chwilową bezwładnością ciała. Wydobyła z siebie westchnienie, które jednak przypominało bardziej sapnięcie niezadowolonego demona. 
Chavac spojrzał na nią, zauważył, że jej niewinne oblicze zniknęło i westchnął głośno, co najwidoczniej miało być znaczącą reakcją na wahania nastroju Naliaki. 
- Chcę po prostu, by zobaczyli, jak bardzo mnie skrzywdzili, by zaznali takiego samego cierpienia, jak ja. Kiedy już zobaczę, jak zdychają w męczarniach, ja również zamierzam zniknąć, tak by nie zrobić już nikomu krzywdy.
Kobieta zamrugała, na jej twarzy pojawiło się niezadowolenie. Niemniej w ogóle nie patrzyła na blondyna, zdawała się skupiona na czymś innym. Powoli cofnęła nogę, bo najwidoczniej nie miała akurat ochoty na robienie szpagatu, po czym przystąpiła do wyprostowania swojej postury. Udało jej się – przy czym każdy z kręgów jej kręgosłupa trzasnął głucho, jak gdyby powracał na swoje miejsce. Nie należało to do zbyt przyjemnych dźwięków. Na samym końcu Naliaka poruszyła szyją. Przyłożyła palce do skroni i skrzywiła się, po czym potrząsnęła kilka razy głową. Wreszcie zamrugała, poprawiła koronę, później sukienkę i powróciła uwagą do rozmówcy. 
- …Tak, to niewątpliwie jakieś rozwiązanie – powiedziała bez głębszego przekonania w głosie, a w zasadzie jej ton sprawiał wrażenie, jakby właśnie rozmawiali o tym, które jabłka lepiej kupić, a nie o mordowaniu swoich rodzin. Uciekła wężowymi oczami w bok, jakby dostrzegła coś w krzakach, ale zupełnie nic tam nie było. – Słuchaj, a ty zastanawiałeś się kiedyś nad tym, jak to by było żyć jakoś inaczej, czy może takie rozwiązanie wydaje ci się równie żałosne, jak moje zabawki, a zabijanie to wszystko, czego zamierzasz się podjąć? – zapytała, ciągle wpatrując się w krzaki i mając najwyraźniej jakiś problem ze sobą, bo przestała mrugać. Wygłosiła to pytanie tak irytującym głosem, na jaki ją było stać, ale brzmiała trochę tak, jakby przed chwilą ktoś ją próbował udusić. 
- Może kiedyś jeszcze się nad tym zastanawiałem. Miałem wyrzuty sumienia kiedy kogoś zabijałem, ale wiesz co? Aktualnie nie mam żadnych oporów. Wyzbyłem się ich wraz z resztką zbruzganej przez krew moich ofiar litości dla nich. Nic nie wiesz o tym w jaki sposób się czułem, a ja nie jestem sobie w stanie wyobrazić jaki ból towarzyszył tobie. Jesteśmy zupełnie z dwóch różnych światów. Ty zaznałaś tego zasranego ciepła, a ja jedyne czego doświadczyłem od swojej "rodzinki" to posiniaczone ciało i odmarzłe kończyny, które niemal odpadały przez panujące wtedy zimy. Zabiłaś swojego brata, jego żonę i dziecko, ja natomiast pozbawiłem życia brata i siostrę. To jest jedyna rzecz która nas łączy Naliaka, ja szukam zemsty w tych, którzy zgotowali mi taki los i staram się przeżyć za wszelką cenę, a ty usilnie szukasz tego ciepła, którego kiedyś zaznałaś, mimo, że być może sama nawet o tym nie wiesz. Oboje jesteśmy potworami, tylko jest taka różnica, że ja już dawno się z tym pogodziłem, a ty dalej liczysz, że coś się zmieni. - Po tych słowach odpiął pas na którym znajdowały się sztylety i rzucił go w krzaki, na które patrzyła kobieta. - Jeśli nie chcesz by ktokolwiek więcej zginął, masz teraz szansę, by mnie zabić. - W jego głosie nie można było doszukiwać się nawet grama kpiny. Za dużo powiedział, domyślał się, że tym samym sam zagwarantował sobie śmierć. 
Dziewczyna nadal nie mrugnęła. Jej oczy przez chwilę pozostawały jeszcze utkwione w ciemnej gęstwinie. Przeniosła je na Chavaca. Najpierw na miejsce, w którym powinien być pas, a potem na jego twarz. Jej usta były zaciśnięte w wyrazie niezadowolenia. Stała tak przez chwilę w bezruchu, jedynie oddychając. Obserwowała zestresowane oblicze młodego mężczyzny. Zastanawiało ją, czy rzeczywiście brał pod uwagę opcję, że nie przeżyje tej wymiany zdań. Milczała więc, wpatrując się w niego jak nigdy dotąd. W jakiś dziwny sposób bawiła ją ta sytuacja. 
Wreszcie przekrzywiła głowę na bok, ciągle przeszywając Chavaca wzrokiem. Jej usta wykrzywiły się w sadystycznym uśmiechu, a ciszę przerwał drwiący śmiech. Trudno powiedzieć, co naprawdę ją tak rozbawiło. Pochyliła się i rozłożyła dłonie na boki, tylko po to, by upaść, gdy jej nogi złączyły się, a spod sukienki wyrósł olbrzymi ogon, prędko wypełniający niewielki skrawek trawy za Naliaką, aż wreszcie wpadł do rzeki. To wszystko trwało tylko sekundę. A po niej, wężowata uniosła swój tułów siłą ramion i błyskawicznie przybliżyła się do blondyna, sunąc brzuchem po trawie. Tuż przed nim uniosła się i popchnęła go swoim niezgrabnym, acz zwinnym cielskiem gorgony. Nie upadł na glebę – za plecami czekała już na niego inna część ogona. Wpadł więc w wężowy uścisk, który prędko się zacieśniał i nie wróżył możliwości ucieczki. Naliaka uniosła go wyżej, tak jak zwykle czyniła to z ofiarami, które rozpuszczała żywcem swoim kwasem. Jej usta wypełniły się ostrymi kłami, a ich linia upiornie wydłużyła się – można by rzec, że był to uśmiech od ucha do ucha. 
- Powiedz mi – zaczęła nieprzyjemnym głosem – wydaje ci się, że jesteś silny? Że decydujesz o sobie, bo sam wybierasz śmierć? O, nie. W jednym przyznam ci rację, słonko. – Wyszczerzyła dwa rzędy długich kłów i zdecydowanie naruszyła przestrzeń osobistą nieszczęsnego Chavaca, patrząc mu prosto w oczy. – Jesteśmy potworami. Jesteśmy przeklęci. I może powinnam to zrobić – mówiąc to, zacisnęła wężowy ogon jeszcze mocniej – abyś ją spotkał i przekonał się, JAK BARDZO jesteśmy przeklęci. A może powinnam zaprzeć ci dech w piersiach. – Odsunęła się i drwiąco wstrząsnęła złotymi kosmykami. – Tak długo, aż przekonasz się, że nigdy nie miałeś bardziej przesrane, niż teraz! 
Nie żartowała. W jej uścisku Chavac nie mógł oddychać. 
Ciekawe, czy facet zdawał sobie sprawę z tego, co tak naprawdę rozzłościło gorgonę… 
- Jesteś słaby! – krzyczała na niego nadal rozeźlona wężowata, jakby smok nadepnął jej na ogon. – Słaby i głupi! Wolisz się poddać i zgodzić z tym, co mówili ludzie, którzy są już trupami! Zamiast spróbować! Spróbować czegokolwiek! ZEJDŹ MI Z OCZU! 
Rzuciła nim w stronę krzaków, gdzie blondyn wcześniej wyrzucił sztylety. Powietrzem zatrząsł wściekły ryk gorgony. Nie zamierzała jednak czekać, aż mężczyzna podniesie broń. Zarzuciła cielskiem w przeciwnym kierunku, wściekle torując sobie drogę przez las. 
Na jej drodze ucierpiało kilka mniejszych drzew. …Oraz kilka większych. Naliaka z goryczą odkryła, że czuła się dokładnie tak samo, jak w momencie, gdy uciekała z rezydencji brata, w której przed momentem dokonała masakry. Bezwiednie pociągnęła nosem, gdy cała jej wizja wirowała w oszałamiającym gniewie. 
Zablokowało ją kolejne drzewo. Napięła mięśnie wężowego ciała i szarpnęła nim. Drzewo trzasnęło, po czym zaczęło z jękiem przechylać się na korony pobliskich drzew. 
Jej brat nie był jej bratem, ale był do niej nieco podobny. W zasadzie nawet bardzo. Złapała się na tym, że nadal miała słabość do jasnoskórych mężczyzn z blond włosami. Jej skóra stała się ciemniejsza od pustynnego słońca, a włosy z niemal białych ściemniały do złotych i nabrały specyficznego połysku, ale Naliaka nie przeglądała się w lustrze od dawna, więc te zmiany nie do końca do niej docierały. 
Zaklęła, gdy znowu coś ograniczyło jej ruchy. Tułów był o wiele drobniejszy, niż reszta ciała. Niecierpliwie zarzuciła cielskiem. Wpadła nim na stromą skarpę. Pobliska skała pękła. Kobieta kontynuowała bezmyślną podróż. 
Było jej przykro. Nie rozumiała, jak mógł przyznać, że porzucił wszystkie marzenia i wybrać śmierć, uprzednio wytykając jej, że ona nadal liczy na to, że coś się zmieni. Więc powinna zrobić to samo? Skoro już zabiła, kogo chciała… powinna się poddać i wybrać śmierć? 
Uderzyła w kolejne drzewo. Tym razem już chyba celowo, bo się wkurzyła. Huk było słychać co najmniej na pół lasu. 
Przez chwilę miała ochotę właśnie to mu odpowiedzieć – że skoro to ona żyje w błędzie, to może to on powinien najpierw zabić ją, kiedy miał okazję. Pomyślała nawet o tym, by poprosić go o zmianę zdania. 
Ponownie wszystko stało się rozmazane, zakryte zasłoną ślepego gniewu. Przypominała sobie swojego brata, którego prosiła o zmianę zdania. Nic nie przerażało jej bardziej, niż mężczyzna o dobrym sercu i chłodnym spojrzeniu, którego przekonania zostały już dawno utrwalone i nie są możliwe do ruszenia. 
No chyba, że ktoś użyje ważącej ponad tonę kupy mięśni zaciśniętej na tobie jako argumentu. To zdecydowanie ożywia negocjacje. Szkoda, że Naliaka nie była dobrą negocjatorką. Kto wie, może gdyby została na miejscu, to Chavac przyznałby jej rację? Ach, te kobiety. Wolą nakrzyczeć i wyjść, by podkreślić swoją rację. 
Naliaka nie zauważyła zwiadowców inkwizycji, którzy wyglądali na dosyć zdziwionych widokiem ogromnej gorgony taranującej las. Na tyle zaskoczonych, że postanowili jak najszybciej powrócić do swojego oddziału, by zapytać kolegów po fachu, czy król wydawał jakieś zarządzenie związane z wycinką lasu. Nie miało to jednak większego znaczenia dla wężowatej, uparcie brnącej w jeszcze szeroką, lecz mającą się wkrótce zawęzić dolinę. Dolina nie była co prawda wysoka, a może nawet nie była do końca doliną. Skarpy sięgały jednak wyżej od drzew w ślepym zaułku, do którego oddział postanowić zapędzić bestię, a to w zupełności wystarczało, aby zablokować gorgonie sposobność ucieczki. 
Inkwizytorzy z entuzjazmem przyjęli informację o pojawieniu się gorgony. Większość z nich czytała o tych bestiach jedynie w podręcznikach. To nie przeszkadzało im w podjęciu się zadania – wręcz przeciwnie, bo widzieli w tym zdarzeniu okazję do udowodnienia swojego doświadczenia i zdobycia specjalnego odznaczenia, nie wspominając już o trofeum, jakie przypadłoby dowódcy oddziału. Niektórzy ośmielili się napomknąć o gorgonie z Miposii. Co prawda szansa na to, że akurat bestia z Miposii nawinęła im się pod ostrza, była niewielka. Lecz nagroda za zabicie tej konkretnej gorgony napędzała ludzką wyobraźnię. 
Nieświadoma swojej sławy Naliaka zabrnęła we wspomniany ślepy zaułek. Naturalnie, od razu zaczęła szukać metod wyjścia z dziwnej, kamiennej doliny, która zupełnie nie pasowała do całej reszty lasu. Zrezygnowana gorgona odkryła, że musiałaby zawrócić, aby odnaleźć odpowiednie miejsce do wspięcia się na stromą skarpę. I gdyby od razu zawróciła, to być może udałoby jej się prześlizgnąć obok depczącej jej po pię… po ogonie inkwizycji. Tymczasem uznała, iż nie ma najmniejszej ochoty zawracać. Przynajmniej nie w tamtej chwili. Odezwało się znużenie; nie spała od wielu dni, a przemiana w gorgonę i napad złości tylko chwilowo dodały jej wigoru. W tamtym momencie odczuwała skutki nadwyrężenia organizmu. Bez głębszego zastanowienia (czyli jak zwykle) zdecydowała się przenocować w dolinie. W ślepym zaułku dostrzegła wąską jamę. Wykorzystała wężowy ogon, by zajrzeć do owej jamy bez ryzyka, że do niej wpadnie niczym biały królik. Gdy badała sklepienie dłońmi, upewniając się, czy wnętrze nie zawali się od przypadkowego uderzenia ogonem, po głowie chodziły jej senne myśli na temat tego bajkowego, białego królika. Pomyślała, że mógłby być nim Chavac, gdyby znalazł ją w tej jaskini i zdecydował się do niej wejść. Sama nie wiedziała, czy chciałaby, aby blondyn za nią podążył. Trochę tak. Lecz w jakim celu? Nie mieli wspólnych celów. 
Naliaka wepchnęła się do środka, bo jej eksploracja wykazała, że jama jest o wiele większa, niż wydaje się z zewnątrz. Czuła, że coś przeoczyła, ale z poirytowaniem odepchnęła to przeczucie. Nawet, jeśli coś nie było takie, jakie jej się wydawało, to nie zamierzała przecież błagać nikogo, aby zmienił zdanie lub wyjaśnił jej dokładnie, w jaki sposób postrzega świat. Wystarczyła jej przygoda z bratem – nauki, których udzielał siostrze, jego cholerna wizja świata oraz kontrastująca z tym wszystkim rzeczywistość, wyglądająca zupełnie inaczej niż wszystko, o czym kiedykolwiek mówił. 
Zwinęła się w kłębek, przeklinając wszystko, co tylko znała na świecie. Słońce powoli zachodziło, a w pogłębiających się ciemnościach rozdrażniona Naliaka stwierdziła, że nawet obrzydliwa morda Śmierci by jej nie przestraszyła. Żywe, święte, nieumarłe – wszystko wydawało jej się równie głupie, ograniczone i bezsensowne. To świat się na nią uwziął, a nie ona na świat. Dlaczego ona miałaby uważać siebie za potwora? To inni byli potworami. I obrzygałaby kwasem każdego, kto w tamtej chwili spróbowałby zaprzeczyć. 
Wreszcie przestała się denerwować, ułożyła się na spiralnie zwiniętym ogonie i przeszła w stan spoczynku. Chciała odmienić się, by móc zasnąć, ale nie była w stanie tego zrobić, więc po prostu leżała z zamkniętymi oczami, starając się jak najmniej myśleć. Mniej więcej godzinę przed świtem zaniepokoił ją zapach ludzi i metalu, który – zamiast prędko przeminąć – stawał się coraz intensywniejszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...