środa, 6 listopada 2019

Od Sheolo do Celio - Gołąb w agreście

Uwaga – opowiadanie zawiera rażącą liczbę wulgaryzmów.

Rażąca liczba wulgaryzmów. Też mi coś. Co to w ogóle kurwa jest rażąca wulgarność? Dla mnie rażąco wulgarne jest istnienie pierdolonych kurczaków, które mają czelność dzielić świat na górny i dolny.
Ile to ja już razy usłyszałam, że jestem zbyt wulgarna jak na kobietę. Nawet od własnego, rodzonego brata. Jebany laluś. Niech się gdzieś kurwi ze swoimi panienkami, które wcale przecież nie są wulgarne, kiedy dają dupy złodziejowi. Aż czasami łezka mi się w oku kręci, że żadnej nie przyrobi dzieciaka. Jakie to by było kurwa sprawiedliwe.
Zresztą, w dupie mam, co on tam gdzieś robi, a jeszcze mniej obchodzi mnie z kim. A to, że o tym myślę, nie ma żadnego związku ze sprawą. …No dobra, może jednak trochę mnie to wszystko obchodzi. Ale to dlatego, że pierdolone skrzydlaki mają czelność nie przylatywać. Ostatnio nie było ani jednego. Tak, oczywiście że Jupiter już by się do mnie dojebał. „Przecież o to ci chodziło”. No jasne, że o to mi chodziło. Niech znają swoje miejsce. Oni nie chcą u siebie świata dolnego, to niech się nie dziwią, że świat dolny im przykurwi, kiedy tu zejdą. …Ale to nie zmienia faktu, że bez anielskiej skrzywionej mordy do obicia na dole jest trochę nudno. Nie sądziłam, że przybędzie im inteligencji, a wszystko na to wskazuje, że zmądrzeli.
Hm… Nie. Oni nie mądrzeją. Zawsze są tacy sami. Tak samo naiwni lub tak samo zarozumiali, po prostu głupi. Jeśli to prawda, że tworzyła ich jakaś tam bogini Solaris, to nie wiem czym ona myśli, ale bardzo możliwe, że dupą.

Swoją drogą, to zabawne, że dała im skrzydła. Bo tak jakby miała możliwość sprawić, żeby latali jak, no nie wiem – chochliki? W sumie nie jestem pewna, jak latają chochliki, ale jak jednego widziałam, to nie wyglądało, żeby używał jakichś skrzydeł. Lecz nie, nie uważam, że skrzydła są złe. To chyba najlepsza część anielskości. Te porażająco białe skrzydła. Tak, „porażające” to dobre określenie.
Takie właśnie przemyślenia miałam za każdym razem, gdy zatrzymywałam się w holu mojego domu, nieopodal głównych drzwi. Dziesiątki odciętych skrzydeł, zawieszonych jako ozdóbki ścian i zasłony, robiły NAPRAWDĘ PORAŻAJĄCE wrażenie. Ha. Od zawsze miałam ochotę zaciągnąć tu jakiegoś anioła, zanim ten zorientowałby się, co zaraz mu zrobię. Chciałabym zobaczyć jego minę na widok moich trofeów.
…Ale nigdy tego nie zrobiłam. Cóż, może dlatego, że cherubów i serafinów ciężko gdzieś zaciągnąć, a znęcanie się nad młodzikami nie jest w moim stylu. No chyba, że jakiś aniołek odważyłby się być przesadnie pewny siebie. Nah, utłukłabym go na miejscu. O szlag, coś jednak w tym jest, że do torturowania potrzeba cierpliwości. Hmm. Jupiter na pewno by się ucieszył, gdyby usłyszał, że znalazłam powód do wyciszenia się.
HA! Dobre żarty. Zajebię pierwszego, który każe mi się uspokoić.
A nie, moment. Już dawno zdarzyło mi się kogoś za to zabić. Nawet trudno mi powiedzieć, kto był pierwszy. Zresztą, nieważne. Mam lepsze rzeczy do roboty. Albo… albo nie?
Nagle te wszystkie skrzydła wydawały się śmiać ze mnie. I co się trzepiecie, jebane pierze? Ach, to tylko otwarte okno. A już się martwiłam, że będę musiała to pierze spalić. Lub może nie? Ruchliwe skrzydła są ładniejsze niż te na ścianach. Tak, zdecydowanie skrzydła to najlepsze, co mają.
Poczułam, że muszę zmienić tok myślenia. I to szybko.
No więc cóż bym mogła zrobić. Iść na polowanie? Wyszłam przed dom, domknęłam drzwi i spojrzałam na dziesiątki kilogramów oskórowanej zwierzyny, której krwawe mięśnie zdawały się podrygiwać na wietrze i śmiać o wiele żwawiej, niż poruszone przez przeciąg odcięte pióra na skrzydłach.
Pamiętam jeszcze czasy, kiedy nie miałam co jeść. W sensie, zawsze miałam co jeść, bo odkąd pamiętam umiałam sobie coś upolować – ale przychodziły dni, gdy zwierzyny było mniej, albo kiedy najzwyczajniej nie chciało mi się zmagazynować jedzenia na zimę. Żołądek tak mi się wykręcał, że miałam ochotę wejść do jakiejś gospody i ukraść jedzenie. Branie jedzenia od ludzi, czy to poprzez kradzież czy poprzez kupno, wydawało mi się poniżej da’mirrskiej godności. Nie zamierzam jeść tego samego ścierwa, co ludzie – nie ukrywajmy, ich jedzenie to prawie zawsze niskiej jakości breja lub chleb, który smakuje jak wióry -  a poza tym, niech im się nie wydaje, że potrzebuję ich żarcia. Prędzej wytłukę im całą zwierzynę, tak żeby całą zimę musieli żywić swoje młode spleśniałymi marchewkami i ziemniakami. Szczam na całą ich zdradziecką rasę. Gdyby nie oni, może nie doszłoby do tej wojny.
Może. Bo przecież anioły nie zaczęłyby wojny, prawda? Haha, kolejny żart. Jupiter lubi go opowiadać. Jebany debil nigdy nie widział upadłego. A ja widziałam. Ba, nawet ucięliśmy sobie pogawędkę. Niezbyt miłą co prawda, ale nauczył mnie kilku kolejnych rzeczy o aniołach. Wtedy, kiedy myślałam, że już niczego nowego się nie dowiem.
Chuja zamoczyć potrafią, ale przecież nie powiedzą, że to wina ich bogini, że rodzi się coś takiego jak ja. Muszą jej lizać to durne dupsko, więc zabijają wszystko, co jej się nie podoba. Bezmózgie pierdolone owce. No i co, idioci? Nie udało wam się zabić wszystkich wilków?
No jasne, że nie, bo niektórzy byli na tyle normalni, że odmówili mordowania własnych dzieci. I zaczęli walczyć z resztą. Wojna byłaby tak czy siak. A to czy z jednego powodu czy innego, to bez znaczenia. Wszyscy są tak samo idiotyczni i pierdolnięci.
Tak czy inaczej, żarcia miałam na tyle, że mogłabym założyć sierociniec dla hyren i sądzę, że by starczyło. Dalsze polowanie nie miało sensu. Ta, mogłabym sprzedać to mięso ludziom.
Taki chuj.
Zresztą, od da’mirra zawsze żądali korzystniejszych cen. No ja pierdole. A co ja kurwa, trędowata? A jebać to wszystko.
Miałam ochotę udać się tak daleko od cywilizacji, jak to tylko możliwe. Z tym, że byłam jednocześnie zbyt poirytowana i sama nie wiedziałam czym. Życiem, kurwa. Sześć wieków żyję i po co? Muszę przyznać, że z jednej strony zazdroszczę Jupiterowi. On z roku na rok wydaje się coraz młodszy. I nie chodzi tu o wygląd, choć to już swoją drogą, bo gdyby nie postura, mój brat mógłby być brany za małolata. Za każdym razem, kiedy go spotykam, wydaje mi się, jakby to wszystko z niego uchodziło, ta cała zgnilizna padołu ziemskiego.
Wojna skończyła się ponad sześć wieków temu, a ciągle czuję, jakby wkrótce miała rozpocząć się ponownie.
Przetarłam skronie. Przysięgam, że poczułam chwilowy ból głowy. Czy to znaczy, że pora iść się napić do pobliskiej gospody? Pewnie tak. Byłoby fajnie, gdyby ten cały alkohol naprawdę na mnie działał. Swoją drogą, ciekawe, czy dzisiaj też dadzą mi chlać za darmo w obawie, że w przeciwnym wypadku zrobię burdę.
No co. Żarcia od nich nie wezmę, ale alkohol to alkohol.
Zaczęłam więc migać po lesie, kończąc przyspieszoną podróż dopiero wtedy, gdy ujrzałam pierwszych ludzi. Nie wiem czemu, ale używanie zdolności bez powodu w obecności innych istot wydawało mi się zawsze nie na miejscu. Jupiter twierdził to samo, kiedy go o to zapytałam. Może to kwestia wrażenia? No bo jakby wszyscy wiedzieli, że my po prostu szybciej sobie biegamy, teleportując się w inne miejsce od czasu do czasu, to przestaliby się tego bać, a może nawet nauczyliby się przewidywać nasze ruchy. A tak to zawsze się poddają, gdy tylko widzą akt mignięcia.
Nie żeby byli w stanie dorównać naszej sile. Heh.
Popchnęłam drzwi i zepchnęłam kogoś z drogi, nawet nie wiem kogo. Z początku miałam nadzieję, że ktoś będzie na to reagował, ale kiedy przypadkiem rozwaliłam łby kilku opijusom, to wieść się rozeszła nawet wśród pijaków i żebraków. No i teraz już nikt mnie nie ruszał. Poza pijanymi desperatami, których nie chciało mi się prać, bo zawsze zaczynali rzygać już po pierwszym uderzeniu. Ohyda.
No więc siadłam tak sobie przy ladzie, na co gospodarz – sprytnie skrywając swoje niezadowolenie – podkręcił wąsa i bez słowa obrócił się z kuflem w stronę beczki. Uśmiechnęłam się krzywo do jego pleców. Nawet nie chciało mi się nikogo zaczepiać. Od dawna nie byłam aż tak otępiała.
Sięgnęłam po miód pitny bez słowa podziękowania i wypiłam go szybciej niż zrobiłabym to, gdybym konkurowała z kimś w piciu.
Bogowie, co ja robię ze swoim życiem.
„I tak nie będę pijana”, przeszło mi przez myśl. Gospodarz obsługiwał kolejnych bezimiennych członków szarej masy, a ja siedziałam zgarbiona nad drugim kuflem, jaki podał mi tuż po pierwszym. Zaczęłam się zastanawiać nad odnalezieniem Jupitera. Jasne, działał mi na nerwy, a poza tym jebać jego światopogląd. Ale jednak był moim bratem i umiał mi pomóc.
Westchnęłam cicho, przechylając drugi kufel. Ja też bym mu pomogła. Chyba.
Cóż, jakiś czas temu o mało go nie zabiłam, bo nie spodziewał się, że siostra zaatakuje go na serio. Nie miałam okazji przeprosić. Zresztą, czemu to ja mam go przepraszać? Wkurwił mnie. A mnie się nie wkurwia.
No dobra, to mój brat. Wcale nie chciałabym go zabić. Tylko że gdzie on może teraz być? Zazwyczaj odwiedzał mnie choć raz w miesiącu. Obecnie nie widziałam go już od czterech miesięcy. Czy to możliwe żeby ktoś go …? Nie, absolutnie nie. Mój brat nie dałby się tak łatwo pokonać. Gdyby tylko chciał, byłby większym postrachem ode mnie. Ja musiałam się szkolić, a Jupiter zawsze miał „to coś”. Ja mogę być okrutna, ale to on w walce przypomina demona. A poza tym jest szybki i precyzyjny. Można by rzec, że inteligentniejszy.
I bardzo możliwe, że to jest prawdziwy problem. Jestem od niego głupsza. No cóż, trudno, takie życie. Na pewno brat nie będzie mi dyktował, co mam robić. Nikt nie będzie.
Przeszło mi przez myśl, że sama zdecyduję o wszystkim, nawet o własnej śmierci. I wówczas poczułam nieprzyjemny dreszcz biegnący od dołu kręgosłupa. To było tak dziwne, że omal nie zerwałam dupska ze stołka. Zamrugałam, ciągle gapiąc się w kufel – tym razem piąty – i skupiłam się, sprawdzając otoczenie pod kątem specyficznej energii.
Bo cóż to za ogromna siła? Wyczuwam, że nieszczęście jest blisko!
Pociągnęłam kolejny, długi łyk i odłożyłam z głuchym łoskotem kufel na ladę, wpatrując się w gospodarza, którego zaskoczone spojrzenie przyglądało się jakiemuś niebywałemu zjawisku przy wejściu.
- Znów się, kurwa, nie myliłam – mruknęłam pod nosem, obracając głowę, by to zobaczyć na własne oczy.
Laska. Ładna. Jak one wszystkie, pierdolone gołębice. Zawsze są, kurwa, ładne. Nie to co my, wstrętne da’mirrki. A niech je wszystkie szlag trafi. Zresztą, laska najmniej mnie interesowała. Anielice w końcu nie łażą same, a ta nie była wyjątkiem. Spojrzałam na pawia obok niej. Czy to on spowodował to dziwne uczucie? Toż to dzieciak. …Aczkolwiek nie musiał rozkładać skrzydeł, bym zrozumiała, że to nie jest ZWYKŁY dzieciak. Ciekawe, czy u niego również się sprawdzi zasada, że siła i dzieciaki nie idą w parze.
Ale jedno musiałam mu przyznać. Udał się jakiemuś gołębiowi. Jebany był taki ładny, że przeszło mi przez myśl, że wyruchałabym go jak dzika kuna w agreście, a nawet jeszcze nie zdążył rozłożyć skrzydeł. A w życiu nie pomyślałam tak o pierdolonym kurczaku.
Kątem oka widziałam, że ludziom nie podoba się obecność aniołów w gospodzie. Cóż, mi też nie. To znaczy… A chuj, mam mieszane uczucia.
Wstałam, spoglądając przelotnie na gospodarza. Ten tylko rzucił do mnie, czyszcząc już moje pierwsze kufle: „To chyba coś dla ciebie”. W istocie, dla mnie. Nikt nie zatłukł tego ścierwa tyle co ja.
Ale nie zamierzam przecież mordować anioła przy anielicy, co nie?
„A może chodzi ci o to, że jest ładny?”. Cicho, mózgu, jebany zdrajco. Zaraz ten gołąb się odezwie i rozwieje pierwsze wrażenie. Zawsze tak mają. Jak są ładne, to są durne nie jak but, tylko jak cały sklep z obuwiem.
Swoją drogą, Jupiter mi wspominał, że w stolicach są całe sklepy z obuwiem. Sklepy. Z samymi butami. Nie dowierzam mu. Choć z drugiej strony ciekawi mnie, czy to prawda.
Ktoś wystartował do anioła. Gołębica kryła się za nim. Stoi podejrzanie blisko anioła. Albo to małżeństwo, albo rodzeństwo. A że oba te skurwiele są ładne, to obstawiałabym rodzeństwo.
Podeszłam szybkim krokiem do jebanego tęczowego zbiorowiska, wepchnęłam się między anioła i faceta, który najwidoczniej czuł się zbyt pewnie, bo ten anioł bez problemu by go rozjechał – i zaczęłam kulturalną dyplomację da’mirrską.
- Jakiś problem? – Obrzuciłam gościa spojrzeniem od stóp do głów.
Ten tylko uśmiechnął się głupio do anioła za mną.
- Ktoś inny zrobi robotę – wychrypiał szyderczo.
Uśmiechnęłam się gorzko. Tak dla zasady i na złość planowałam puścić te gołębie wolno, co by ludzie sobie nie myśleli, że ciągle jestem na ich rozkazy. Z drugiej strony, NIENAWIDZIŁAM aniołów odkąd pamiętam i nic się nie zmieniło. Nie lubię zmian.
Odwróciłam się do aniołów i zrobiłam krok w tył, bo odkryłam, że stoję zdecydowanie za blisko.
W zasadzie, z bliska też wygląda jebany dobrze.
- Wyjdźcie – nakazałam, choć chętniej krzyknęłabym „wypierdalać” i to do wszystkich, a nie tylko do aniołów. – Rozmówimy się na zewnątrz.
Nie czekałam na ich decyzję. Nie mieli kompletnie niczego do powiedzenia. Jeśli zaczną dyskutować, to dowiedzą się, jak bardzo kochają ich tutaj ludzie. A ja nie będę bronić ani jednej, ani drugiej strony.
Popchnęłam drzwi z nadzieją, że komuś nimi przywalę, ale tak się niestety nie stało. Więc po prostu ruszyłam w stronę lasu, tak, żeby ludzie nie mogli usłyszeć mojej rozmowy ze skrzydlatymi. Robiło się już ciemno. Nie wiedziałam, czy spędziłam w gospodzie tyle czasu na chlaniu i rozmyślaniu, czy po prostu przyszłam tam późno. A brak świadomości czasowej nie był w moim stylu. Sheolo, obudź się, do jasnej cholery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...