"Już niedaleko" - biorąc kolejnego gryza mocno przyprawionego kurczaka, Olimpia myślała nad miejscem, do któego podążała przez ostatnie dni. W jej głowie widniała dosyć okrężna trasa, którą w większości już przeszła. Teraz zostało jej już niewiele do przejścia, ponieważ znajdowała się dosyć blisko miejsca, które wyczuwała coraz mocniej. Mianowicie kierowała się w stronę klifów nad wodą, które znajdują się dosyć wysoko nad poziomem morza.
Przesiadując w jednej z karczm w niewielkiej wiosce, położonej obok wioski Haripu, patrzyła na nieudolnie narysowaną przez siebie mapę z zaznaczonymi miejscami, które już po drodze odwiedziła w poszukiwaniu klucza, lub jakiejkolwiek podpowiedzi. Podrapała się po skroni.
"Będzie wiało..."- pomyślała i spojrzała przez okno. Pogoda była taka sobie, jednak słońce gdzieniegdzie przebijało się przez chmury.
"Niemożliwe, żebym znała miejsce, a nie wiedziała, co się tam znajduje..."- jej mózg pracował teraz na tak wysokich obrotach, że aż kropla potu zaczęła spływać po jej czole. Siedząc tak między dymem i gwarem, polała kurczaka kolejny raz sosem sojowym, po czym zjadła go niemalże na raz. No cóż, przy ostatnio miniętym skrawku trasy dosyć długo nie trafiała do żadnego miasta, a polowania szczerze mówiąc nie idą jej zbyt dobrze. Jej myśli skierowały się na list, który niedawno wysłała do swojego rodzinnego miasteczka. Zawarła w nim informację, że to będzie prawdopodobnie jedna z jej dłuższych wycieczek.
Po jakimś czasie dreptała już sobie spokojnie po ścieżce wyznaczonej przez jej myślową mapę, a jak to zwykle u niej bywa, woli się kierować wyznaczoną trasą, niż tworzyć nieznane dla siebie skróty. Z resztą- jeśli coś jej każe iść tą trasą, to znaczy, że już wcześniej została sprawdzona. Nie wiedziała, co ją czeka na miejscu, ale była zdeterminowana iść do samego końca, nie ważne co po drodze się wydarzy.
- Może będzie już wiadomo wszystko na miejscu? Też możliwe. - powiedziała sama do siebie i spojrzała na kram, któy akurat mijała. Przystawiła nos do owoców, po czym kupiła parę z nich, żeby nie chodzić z pustym żołądkiem. Gdy wyszła poza miasteczko, ułożyła wygodniej torbę i zmieniła formę na psią, żeby jej się wygodniej przebyło resztę trasy.
Mimo tego, że nikt nie widział jej przemiany, to nie przewidziała jednej rzeczy- że na obrzeżach wioski nadal kręcą się ludzie. A raczej wtedy nie pomyślała, że może to stanowić problem. Otórz gdy miała już całkowicie wyjść z miasta, to strażnicy pomyśleli, że pies zwinął komuś torbę i teraz zadowolony ucieka prawdopodobnie oddać swojemu panu zdobycz.
- Ej, kundlu, czekaj no! - zawołał jeden ze strażników, zastawiając Olimpii drogę. Ta, biedna, nieprzygotowana na taką sytuację, zahamowała tyłkiem o ziemię. Udała jednak, że nic się nie stało i odsunęła się dwa kroki w tył, kierując wzrok w górę.
- Oddawaj to zaraz! - drugi uzbrojony chciał wyrwać jej torbę, jednak Olimpia przewróciła tylko oczami.
"Muszą mi zawracać głowę akurat wtedy, gdy nie mam czasu..." - pomyślała i odskoczyła w tył. Pobiegła w inną uliczkę, a strażnicy rzucili się w pogoń, krzycząc, że pies złodziej. Suczka zaś szukała odpowiedniego miejsca na kryjówkę, bo przecież nie będzie wypełniać misji, mając kogoś dosłownie na ogonie. Ani się obejrzała, a udało jej się ukryć w polu pełnym złocistego zboża. Strażnicy całe szczęście przebiegli obok, przeklinając pod nosem, jaką oni to czasem mają niewdzęczną robotę i że za mało im płacą.
Olimpia uradowana odetchnęła z ulgą. Ostrożnie wstała na tylnich łapach chcąc się upewnić co do kierunku, w którym ma teraz zmierzać. Gdy adrenalina już minęła, to skierowała się spowrotem na jej trasę, skacząc przez kłosy, co chwila nad nie wystając głową, ponieważ jako pies była zbyt nisko, aby biec na oślep po ziemi.
Niedługo po tym już truchtała sobie przez piękną łąkę, gdzie co chwila mijała jakiś ciekawy krzak. Zachwycała się tym bardzo, ponieważ była to chyba najładniejsza łąka, jaką w życiu widziała. Mimo to jednak nadal myślała o tym tajemniczym miejscu. Pomyślała, że skoro żadna rzecz nie jest żadnym kluczem, a nie ma pewności, czy odpowiedź będzie u celu, to czy jest to możliwe, że klucz do tego miejsca nie istnieje? A może to jakieś słowo? Hasło?
Trochę czasu minęło, zanim dotarła na miejsce. Wyszła z lasu, który napotkała po drodze, po czym przybrała spowrotem swoją ludzką formę i kroczyła na przód, żując świeżo zebrane jagody. Po chwili jednak zastygnęła w miejscu, przestała żuć i spojrzała na zarośla, które znajdowały się przed nią, po drugiej stronie rzeczki, która leniwie sobie płynęła w stronę przepaści. Przyjżała się uważniej i zauważyła ludzką sylwetkę, do tego zmierzającą w tym samym kierunku. Przełknęła jagody i przyglądała się jeszcze chwilę, chcąc upewnić się, jakie ten człowiek ma intencje krocząc tutaj. Znarszczyła nos i przymróżyła oczy- coś jej tu nie pasowało. Czyżby to właśnie ta osoba miała odpowiedź na nurtujące ją pytania?
Także wyszła naprzód, bo nie będzie przecież stać w krzakach i się na kogoś gapić, bo to dziwnie wygląda. Jako, że znajdowali się dosyć wysoko nad poziomem morza, to rzeczywiście dosyć mocno wiało, co najbardziej było widać na włosach osoby z naprzeciwka, ponieważ tak nimi miotało, że co chwila osoba miała włosową maseczkę na twarz.
<Insani?>