Kiedy usłyszała ton rozkazujący, w dodatku od obcej osoby, to coś się w niej zagotowało. Nie chciała jednak, żeby nowo spotkany podróżnik od razu strzelił tutaj focha, niczym jakaś rozpieszczona panienka, której nie dodali kiszonego ogórka do hamburgera. Jednak jej brew podniosłą się mimowolnie, bo szczerze mówiąc nie lubiła, jak ktoś jej rozkazywał. Mimo, że była bardziej przyzwyczajona do okazywania sobie wzajemnie szacunku, to nie pozwoliła sobie wyprowadzić siebie z równowagi. I to w dodatku przez taką drobnostkę. Czuła, że stojące przed nią świeżo spotkane stworzenie także posiada prawdopodobnie te same informacje o tym miejscu, w którym się znajdowali. Podobnie, jeśli chodzi o rzecz, której połówki oboje posiadali, co dopiero Olimpia poczuła w momencie, gdy skupiła się na całej sytuacji.
Przedmiot, który przed chwilą dał o sobie znać, sama nie wiedziała czemu czuła go w okolicy swoich blizn na ręce. Próbowała się mimo tego nie rozpraszać, z resztą po co, jeśli uczucie nie było ani kujące, ani palące, po prostu uczucie. Wzięła wdech i wydech.
- Olimpia. - przedstawiła się krótko, patrząc rozmówcy w oczy. Nie powiedziała tego zdenerwowanym tonem, bardziej można było wyczuć coś typu: "no nie zbyt miłe to było, ale nie ważne".
Po tym wiatr nagle zmienił kierunek, a długowłosemu znowu przywaliły włosy, zasłaniając całą twarz. Olimpia zrobiła minę powstrzymującą się od śmiechu. Ledwo, ale jeszcze trzymała. Przygryzła obie wargi, bo nie chciała psuć nieznajomemu jego chwili chwały, gdy stał tak z dumnie uniesioną głową po wydanym rozkazie o podanie imienia. Wyglądało jednak, jakby nie zwracał na to uwagi, bo stał tak, jak stał i czekał, aż wiatr pomoże mu znowu ogarnąć tę burzę włosów. Już po chwili wiatr odpuścił sobie dokuczanie. Ustawił swoją drogę tak, aby obaj rozmówcy wyglądali epicko na tym wzgórzu, gdy oświetlało ich światło, które odbijało się od rzeki.
- Więc tak, panie Roszpunko... - Olimpia uśmiechnęła się, może wyglądało to trochę kpiąco z podniesionymi brwiami, jednak nie miała ona takiego zamiaru. Skrzyżowała ręce na piersi - ... czy twoje imię mogłabym poznać?
Przekręciła lekko głowę z przyzwyczajenia, oczekując na odpowiedź.
- Insani. - odpowiedział... normalnie? Olimpia za chiny nie mogła wyczuć typu emocji w tej odpowiedzi. Pociągnęła nosem. Jednak przy takim klimacie, jaki wiatr zrobił, to automatycznie tę wypowiedź przypisało się to do podobnego stylu, gdy spotykasz po latach poszukiwań jakiegoś mędrca, który za chwilę ma odpowiedzieć na pytanie, które chcesz zadać.
- No... - Teraz jak nigdy wcześniej chciała powiedzieć, że bardziej pasuje mu "Roszpunka" z tą fryzurą, ale całe szczęście się powstrzymała. - nietypowe imię.
Zastanawiała się, jakim cudem w ogóle stało się tak, że dwie osoby, do tego mieszkające prawdopodobnie na dwóch odległych końcach świata, dostały nagle kopa w trasę, jeszcze w dodatku wyczuwają wzajemnie swoją obecność. Jej mózg jeszcze nie pojmował w pełni, jakim sposobem się to wydarzyło, jaka historia za tym wszystkim stoi. Czy to było przypadkowe wybranie osób, czy może było to już wcześniej ustalone. Olimpia jednak pomyślała, że gdyby to było wcześniej ustalone, to pewnie by wiedziała... chociaż tyle się dzieje rzeczy niespodziewanych, że zupełnie nie wiedziała jaką opcję wybrać. Na razie zostawiła więc tę drogę myślową, żeby później ewentualnie do niej wrócić, gdy już chociaż napłyną kolejne informacje o celu podróży. A jeśli już mowa o pływaniu...
- Nie sądzisz, że tam gdzieś jest jakieś ukryte przejście? Wejście? Korytarz?- Olimpia podeszła na końcówkę klifu, po czym popatrzyła w dół, na szalone fale obijające się o skały, które już pod wpływem wody zdążyły już posiadać własne wydrążone korytko. - A może gdzieś pod tą niepozorną rzeczką? Pod trawą? - Zastanawiała się, raz po raz szurając butami w każdym podejrzanym miejscu, na każdym wyboju. Po kilku nieudanych próbach odnalezienia przejścia, pomasowała swoje obie skronie i próbowała się skupić, czy 'mapa' nie da przypadkiem jakiejś podpowiedzi.
"Może to drzewo? Nieee... nie wygląda na podejrzane..." - myślała. Była zawiedziona, że nie udaje jej się chociażby wywęszyć dalszej drogi. Bo co z tego, że doszła... znaczy się, doszli na miejsce, skoro teraz przychodzi im czekać jak kogutowi na niedzielę.
- Ech... - Usiadła na trawie, obok płynącej rzeczki, która z bliska bardziej przypominała strumyk przez to, że tak powoli sobie płynęła. Niespodziewanie jednak zamyślona Olimpia usłyszała dziwny dźwięk pod swoim ciałem. Pomyślała najpierw, że to być może przez to, że tak mocno usiadła, ale to nie było przez to. Nowy znajomy jako, że stał dosyć blisko tego oto strumyka, to także mógł usłyszeć cichy, jednak głęboki dźwięk. Zrobił kilka kroków przed siebie. Olimpia natomiast przyłożyła ucho do trawy i postukała w ziemię kilka razy pięścią. Wcześniej słyszany dźwięk przypomniał jej odgłos, jaki wydaje otwierana, stara studnia, trochę takie przesuwanie kamienia. Zerwała się i przesunęła w tył, jednak nie zdążyła wypowiedzieć słowa, a ziemia pod jej kolanami już nie istniała. Momentalnie straciła z oczu całą łąkę ze światłem dziennym, łącznie z nowym znajomym.
Rzeka, która przez chwilę znalazła ujście w nowo zaistniałym korytarzu, utworzyła przez moment niewielki wodospad, który poleciał w dół razem z Olimpią. Poczuła uczucie osłabnięcia na twarzy, gdy zobaczyła, że spada głową w dół. Całe szczęście zdążyła się chociaż odwrócić, aby po chwili wylądować na dziwnie wytypowanej trasie. Przez nagły przypływ adrenaliny, serce podskoczyło jej do gardła. W prawdzie była to nie najczystsza ani nie najbardziej miękka zjeżdżalnia, ale dało się przeżyć. Mimo, że nie wiedziała, dokąd zmierza, to po chwili strach zamienił się w zaciesz z atrakcji, jaką była zjeżdżalnia w kompletnie nieznanym, zapajęczonym i zakurzonym, cholernie długim korytarzu. Krzyk strachu zmienił się w pozytywne emocje zjazdu. Brakowało jeszcze tylko jakichś sanek i był by cud, miód i orzeszki.
Chwilę tak jechała, jednak końcówka trasy nie była już tak fajna. Olimpia nie dość, że wyleciała, jak z procy, przetoczyła się przez wystające z podłogi kamienie, z których jeden tak jej się wbił w kość w tyłku, że myślała, że umrze. Po przetoczeniu się, niczym koło u wozu, pięknie i z gracją wylądowała dolną połową kręgosłupa na ścianie, a buty posłużyły jej jako ochrona przed kilkoma spadającymi stalaktytami, które całe szczęście nie były większe od klasycznych kłów przerośniętych tygrysów.
- Oooołłłoooo... - powoli pozbierała się z podłogi i naprostowała kręgosłup, który wydał dźwięk, jak stado pędzących po twardym podłożu koni. Cudem było, że pozostała w całości. Zastanawiała się, czy dziura, którą tutaj wpadła, nadal tam jest. No i myślała, gdzie wylądował Insani, czy w ogóle spadł na sam dół, tak jak ona, czy zatrzymał się gdzieś wcześniej, bo stwierdził, że on nie będzie w takich warunkach pracować i sobie poszedł. Poczuła, że trochę jej się kręci w głowie- ale to w sumie nic dziwnego po takim lądowaniu. Nie musiała się jednak długo zastanawiać, ponieważ zaraz po tym, gdy się odwróciła, dostała w twarz zimną wodą oraz rybą, która biedna trafiła tutaj razem z wodą.
- CHOLERA JASNA!- tupnęła nogą zdenerwowana. Popatrzyła na rybę, masując się po poliku.
"No, przynajmniej będzie co jeść"- pomyślała. Uporała się szybko rybą, a mianowicie szybko ją zabiła i oczyściła, po czym schowała w kawałek materiału.
- Co to jest? Labirynt? - patrzyła nieco zdziwiona na rozdroża, z których każde wejście miało inną wielkość.
<Insani?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz