- No, ciekawe imię masz - odpowiedziała, po czym kichnęła na reakcję jej nosa z popiołem. Chwilkę po tym, gdy "robiła porządki" w swym bagażu, usłyszała prośbę chłopaka, a następnie zobaczyła, jak jego twarz zmienia kolor na iście pomidorowy.
Jedyne, co jej przyszło wtedy na myśl, to to, że pomidory są zdrowe. Nie miała wtedy zbytnio czasu na dalsze przemyślenia, bo usłyszała nagle świsty lecących strzał. Jedna z nich przebiła nogę towarzysza, na co Mira się cała zatrzęsła. Zrobiło jej się niedobrze na sam widok rany, ale jeszcze nie aż tak, jak w przypadku jakiś czas wcześniej przebitego skrzydła Isariona. Z labiryntu myślowego wyrwało ją jednak nagłe uniesienie nad ziemię. Zanim sama zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszała dosyć mocny wybuch. Wszystkie dźwięki na moment stały się dla Miry słyszane jakby znajdowała się w wodzie, a w głowie poczuła pulsowanie. Odczuwała tak dużo emocji, że przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje.
Gdy w kolejnych sekundach zorientowała się, że Xaren biegnie ze zranioną nogą, jeszcze z nią na rękach (no i z jej nie zbyt lekkim plecakiem), zestresowała się, że facet sobie jeszcze bardziej tę nogę załatwi, jeśli zaraz czegoś nie zrobią.
Czas jednak biegł coraz szybciej, a chłopak nagle zatrzymał się i wybił jedno z napotkanych okienek. Gdy Mira była już w środku prawdopodobnie nie zbyt często odwiedzanej piwnicy, odwróciła się czekając, by towarzysz także wszedł przez okno, jednak on pobiegł dalej. Mira chciała sobie normalnie wszystkie włosy z głowy powyrywać, gdy to zobaczyła.
- O matko, ludzie kochani, cóż on wyrabia?!?! - zapytała samą siebie szeptem, ponieważ przez wcześniej zaistniałe sytuacje czuła jeszcze strach w płucach.
Serce biło jej jak oszalałe, ale mimo wszystko próbowała się skupić na wymyśleniu czegoś, ale za chiny nie wiedziała, po pierwsze- gdzie on pobiegł, a po drugie- czy ci zwyrole jeszcze ich gonią i gdzie sami pobiegli, czy zastawiają jakieś pułapki, czy kto wie co oni tam jeszcze wymyślą. Na odpowiedź na swoje drugie pytanie nie musiała długo czekać, ponieważ gdy się odwróciła, ujrzała wychodzące z cienia dwie dosyć wysokie sylwetki tych samych gości, przed którymi na początku zwiewali. Zauważyła też, że jeden z nich zablokował drzwi, przez które normalnie wchodziło się do piwniczki.
- My sami nie wiemy co wyrabia twój kolega, oboje pójdziecie z nami. - powiedział jeden z nich dosyć szorstko. Mirze w tej chwili już ciężko było oddychać, gdy zobaczyła, jak w dłoniach uzbrojonych mienią się sześciany, którym jeden z nich rzucił w jej stronę. W trakcie lotu, gdy kostka była już w połowie niewielkiej dzielącej ich drogi, otworzyła się i rozłożyła na średnich rozmiarów specjalną sieć. Mira nie zdążyła się zmienić, jednak cudem uniknęła wpadnięcia w sidła, odskakując w ostatniej chwili dosyć daleko w bok. Ręce jej się trzęsły z nerwów, jednak to nie przeszkodziło jej, by dobiec do półek, na których były poustawiane zapasy konfitur oraz innych podobnych. W czasie, gdy wrogowie wyciągali coś z torebek, które mieli przyczepione do pasa, Mira wzięła szybko kawałek prześcieradła, które wypatrzyła przy okazji ucieczki i nabrała nim tak dużo mąki z jednego z otwartych worków, ile tylko się zmieściło do tej szmatki.
Po zrobieniu tej jakże wymyślnej konstrukcji psełdo procy, zakręciła nim nad głową kilka razy, aby nabrało jakiegoś rozpędu, po czym z całej siły rzuciła zawiniątko w sufit zaraz nad dwoma bandziorami. Sufit całe szczęście nie był wysoko, dlatego mąka rozproszyła się na tyle, aby na bardzo krótki czas zakryć sporą część piwnicy. Nie tracąc więc ani chwili, Mira poprawiła ramiączko w plecaku a następnie zaliczyła transformację w geparda i zwiała przez to samo okienko, przez które pomógł jej wejść Xaren. Mąka, która jeszcze została jej na rękach, a teraz już na futrze, pozwoliła się nie ślizgać, gdy musiała się niemalże wspiąć. Nie obyło się jednak bez jakiegokolwiek zadrapania, ponieważ Mira za bardzo się śpieszyła, aby patrzeć na to, którą stroną okna wychodzi. Przedarła sobie bowiem kawałek boku o wystające kawałki szkła. Jednak dzięki adrenalinie nie czuła w tym momencie zbytnio bólu, co pozwoliło jej w miarę bezpiecznie zwiać.
Biegła niczym struś pędziwiatr, cholernie martwiąc się, czy z nowym znajomym wszystko jest w porządku.
Gdy jej głowę zaprzątało zamartwianie się o nowego ziomka, to gdy minęła zakręt, władowała się właśnie na niego. Uderzyli się o siebie tak mocno, że pod wpływem prędkości, z jaką teraz Mira biegła, wyrzuciło ich przez rosnący w pobliżu żywopłot. Po okradnięciu rośliny z liści, towarzysze polecieli dalej, niczym kula śnieżna zaczęli spadać w dół po trawie. Mira przez wcześniejsze uderzenie łbem prosto w twardą klatę Xarena, nie była w stanie zatrzymać tej karuzeli, przez co oboje nabrali rozpędu niczym wyścigówki w formule 1. Także gdy napotkali na swej trasie mniejszą górkę, to ta zadziałała jak skocznia. Dzięki niej wybili się i wzlecieli w powietrze. Gdy się rozdzielili w locie, Mira zaczęła wywijać wszystkimi łapami i ćwierkać ze strachu przed tym, że zaraz się mogą rozbić o ziemię. Przelecieli jedno z niewielkich pól, które było ogrodzone murkiem, a rolnicy, którzy właśnie robili sobie przerwę, widząc lecące postacie, wylali resztę wina, które pili. Jednak lecącym na szczęście nic się nie stało. Oboje chlupnęli bezpiecznie do rzeki, która płynęła sobie spokojnie u stóp góry, z której towarzysze właśnie się stoczyli.
Mira zaraz po wylądowaniu w rzece wypłynęła na brzeg, otrzepała się jak pies z wody i kichnęła. Przemieniła się z powrotem w swoją ludzką formę, chcąc spytać Xarena, czy nic mu nie jest, a przy okazji go przeprosić za to toczenie. Jednak mimo tego wszystkiego, Mira była ogromnie nabuzowana po tych ucieczkach, czego nie dała rady za nic ukryć.
- Osz ty do spalonego pączka, też im zwiałeś?? - stojąc rozkraczona w pozie, jakby przed chwilą wyszła pierwszy raz z siłowni, ucieszyła się, że nowy kolega jest w całości. Przypomniała sobie jednak o pewnej rzeczy.
- O ludzie, twoja noga! - odparła pełna emocji, patrząc na Xarena, po czym znowu sobie coś przypomniała i spojrzała na bok swojego torsu:
- O ludzie, mój bok! O nie, plecak! - już po chwili trzymała bagaż, z którego kapało. Albowiem nie wiedziała, że jej plecak raczej przetrzyma tak krótki pobyt w wodzie bez przemoknięcia. Zawartość więc była cała i zdrowa, łącznie z niewielką apteczką, którą zawsze przy sobie nosiła z resztą rzeczy.
- Yyyy... Bandażu? - Mira uśmiechnęła się do towarzysza, wyciągając bandaże i inne waciki do opatrunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz