czwartek, 20 czerwca 2019

Od Miry do Xarena - Nostalgię czas zacząć

Mira nie zdawała sobie ani trochę sprawy z tego, co minęła chwilkę wcześniej, gdy przerażona uciekała przed tymi bandziorami z Inkwizycji. Była tak zapatrzona w drogę przed siebie, że nie zauważyła tego, na co zwrócił uwagę Xaren. No, ale cóż jej się dziwić, biegła ponad 100 kilometrów na godzinę, a panika wcale nie pomagała.
Ale przenieśmy się do czasu, gdy nasze duo stoczyło się już 'spokojnie' ze wzgórza, kiedy Xaren rozkopywał podręczną psełdo apteczkę.
- Tak, tam powinna być jeszcze gaza, ale nie musisz się martwić, spokojnie wystarczy na wielkość twojej rany. - odparła Mira, gdy nowy znajomek odkładał na bok niepotrzebne rzeczy, które jak zwykle odgradzały najbardziej w tym momencie potrzebne bandaże od światła dziennego.
- Moja rana jest nie ważna w tym momencie, pokaż ten bok. - ruszył w jej stronę niczym Dwayne Johnson ze słonecznego patrolu. Nie dało się ukryć, że Mira poczuła się przez chwilę trochę niezręcznie i zrobiła gest, machając dłonią, że nie trzeba i będzie w porządku.
- Nie no, daj spokój, moja się już przemyła w tej wodzie, sobie przewiążę ją... eee... tym rękawem... - tutaj wskazała na rękaw swojej prawej ręki - ... no i będzie.
Myślała, że jakoś przekona, żeby jednak on zabrał sobie ten bandaż na swoją ranę, ale w życiu, Xaren za Chiny sobie nie dał nic wmawiać, tylko wziął jej opatrzył tę jej brzuchowo boczną ranę. Mira przez chwilę czuła się dziwnie, jednak zignorowała to uczucie.
Podczas opatrywania nastała cisza tak wielka, że aż Mira zaczęła się zastanawiać skąd tak właściwie jest Xaren i czy gdzieś mieszka, w ogóle kogo szukał wtedy przy pierwszym spotkaniu, no o co chodzi. Nie zwracała zbytnio uwagi na różne rasy i tego typu rzeczy, bo jednak wszystkich uważała za równych, ale sami wszyscy wiemy, jak działa ciekawość, zwłaszcza, gdy ktoś inny okaże nam zainteresowanie.
- Gotowe, powinno wytrzymać, dopóki nie kupisz nowego bandażu! - chłopak oparł dłonie o swoje biodra, wyraźnie zadowolony z rezultatu swojej pracy.
- Ło, dziękuję! - Mira także była uradowana, ale niestety trochę smutna z faktu, że ostatni bandaż nie poszedł na ranę w nodze Xarena, tylko na nią.
Po tym wyciągnęła ze swojego bagażu... jedzenie, bo cóż by to mogło być innego i skorzystała z okazji, że przebywają na miłej łączce nad rzeką. Gdy tak wsłuchiwała się w     słowa swojego nowego ziomka, sama zaczęła się zastanawiać nad tym, gdzie pójdzie. Spojrzała na zawalające się, jeszcze przed chwilą starannie wykonane domki i innego rodzaju budowle w wiosce. Dziwiła się okropnie, no i smuciła, że ktoś potrafi tak po prostu zniszczyć wszystko tylko i wyłącznie dla swojej wygody. Zmarszczyła brwi, kiedy Xaren zwrócił uwagę na ludzi, którzy giną z rąk tych zwyroli.
Gdy po chwili usłyszała kolejne wyrazy, to na koniec sama nie poczuła, kiedy się zaczerwieniła, kiedy usłyszała ostatnie słowa, bo nie była przyzwyczajona do takich określeń, a jedynie, kiedy je słyszała, to od swoich kochanych opiekunów, gdy była jeszcze mała. Odchrząknęła.
- Daj spokój, opatrunek jest w porządku. - uśmiechnęła się i stanęła na baczność - A to, czy odwaga mi kiedyś wzrośnie, to zielonego pojęcia nie mam.
Związała plecak, po czym założyła go na plecy.
- Tak sobie myślę, że sama nawet często wpadam w tarapaty, a ta ucieczka była przez tych chorych świrów, a nie przez ciebie, więc nie panikuj. Ty raczej uratowałeś nasze tyłki, a jak widać , jeszcze żyję, to znaczy że mam na świecie jakąś misję do spełnienia.
Uśmiechnęła się do towarzysza. Czuła gdzieś podświadomie, że totalnie nie nadaje się do tego typu misji, bo nie dość, że bała się okropnie, to jeszcze był strach przed tym, że coś popsuje w planie. Ale gdy pomyślała o ludziach, którzy są teraz w miasteczku i cierpią okropnie, to jej się szkoda ich zrobiło.
- Z resztą jestem ci winna ciasto. I opatrunek. - wzniosła rękę, jakby miała bardzo ważne przemówienie -  No i do spieczonego beza, chcę też jakoś pomóc, jeśli będę mogła. W tej wiosce nadal może być ktoś, kto panikuje i nie wie, gdzie się udać, trzeba ludzi wyciągnąć z tego bagna.
Chociaż miała bardzo duże obawy przed wszystkimi misjami i w ogóle przed ludźmi pokroju tych z Inkwizycji, to Tenge pomogła jej dojrzeć, że Mira jednak może się na coś przydać.
- No i to ja powinnam cię przeprosić za to okropne uderzenie...
Podrapała się po głowie. Było jej trochę głupio, ale co się stało, to się nie odstanie.
Mimo strachu przed wszystkim dookoła, to przez czas przyjaźni z kruczą dziewczyną doceniła trochę samą siebie i tą pomoc, którą sama też jednak w jakimś stopniu potrafi zastosować wobec innych. Z resztą przerośnięty gepard zawsze się na coś przyda, chociażby do przekazywania listów. Także mimo okropnie pocących się dłoni ze stresu, z jednej strony chciała zwiewać gdzie pieprz rośnie dalej przed tymi zbirami, których spotkali wcześniej, jednak z drugiej strony... Każdy chyba kojarzy ten moment w życiu, gdy  nie możemy zdecydować, gdzie iść. Rozrywa nas wtedy wewnętrznie. Mira miała już takie momenty w życiu i to wiele, wiele razy, zwłaszcza odkąd próbowała przegonić kruka, który ją obudził na drzewie.
Nagle Mira strzeliła sobie z liścia.
- Dobra, idę z tobą, bez przesady, sumienie by mi żyć nie dało.
Tylko, że na prawdę sobie nie zdawała sprawy z tego, że nie tylko sumienie by jej nie dało żyć.
- Chyba, że mnie wykopiesz siłą w inną stronę, to ja się nie rzucam... - podniosła dłonie w geście "spokojnie, ja nic nie zrobiłam".
Tak więc czekała teraz, czy Xaren ją odeśle, czy co on zrobi, bo sama się nie chciała narzucać, gdyby miała jakoś przeszkadzać, ale też chciała pomóc.

<Xaren?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...