"Nigdy bym nie pomyślała, że ten rozdział podróży tak szybko się skończy"- pomyślała Mira, gdy machała do Tenge, która także jej odmachiwała już z daleka. A jeszcze kilka dni wcześniej razem przeżywały niezłą akcję z Isarionem, który też z resztą musiał odejść w całkiem inną stronę. A jakieś 10 minut wcześniej Mira nie chciała puścić nogi Tenge, bo była załamana, że ta musi odejść.
Mira mimo smutku była trochę przyzwyczajona do samotnej podróży, jednak nie była przygotowana na taką sytuację. Tenge została natychmiast wezwana w pewne odległe miejsce, niestety sama, ponieważ to jakaś sprawa tajna, na pewno niemałej wagi. Zmiennokształtna nadal patrzyła na oddalającą się sylwetkę przyjaciółki, trzymając w dłoni niewielkie drewienko, takie otwierane, w którym był wspólny portret Miry i Tenge, który dostały, gdy spotkały na polnej drodze ulicznego rysownika.
Gdy sylwetka zniknęła za pagórkiem, a jednocześnie horyzontem razem z oddziałem kruków, które radośnie skrzeczały na pożegnanie, Mira zmarszczyła brwi i westchnęła. Otworzyła drewienko, które było jak okładka książki bez kartek w środku i zobaczyła sobie jeszcze raz na rysunek, zanim schowała go w swoim torbo plecaku.
- No cóż - westchnęła, zawiązując plecak - czas iść coś wszamać.
Mimo co jakiś czas poburkującego żołądka, myśli Miry nie odbiegały ani trochę od wcześniejszych przeżyć. Mimo, że niektóre ucieczki sprawiały, że jej włosy jeżyły się na głowie, to i tak bardzo miło wspominała czas z krukowatą kobitą.
Jej nostalgię przerwał nagły, mega słodki zapach jakiegoś dziwnego sosu, któego jeszcze wcześniej nigdy nie spotkała. To oznaczało, że miasteczko już blisko, a gdzie miasteczko- tam żarcie. Podbiegła więc za krzaki a przed jej oczami wyrosły kamienno drewniane chałupy. Uradowana zaczęła więc dreptać w obszar karczmowo- targowy.
Gdy tak chodziła i zachwycała się wyglądem i zapachami różnorodnego jedzenia, nagle zobaczyła, jak niektórzy ludzie wbiegają do swoich (lub nie) domów, inni wyglądają z okna pobliskiej jadłodajni, a jeszcze inni po prostu się patrzą. Mira także spojrzała w miejsce zamieszki, gdzie zobaczyła na serio jakąś zamieszkę, ale to typowe, także strażników nikt nawet nie wzywał, o ile tutaj jacyś są. Mira, wykorzystując całą sytuację, od razu chapnęła bagiete, a z innego kramiku łapnęła gruszkę, a jeszcze z jednego obok jakiegoś zdechłego, chudego kurczaka, obskubanego z piór. Po tym natychmiast skoczyła w jedną z wąskich uliczek i biegła tak z buta jeszcze chwilkę upewniając się, że nikt za nią nie podąża. Odetchnęła z ulgą, gdy się obejrzała, po czym przykucnęła za jakąś beczką, by schować zdobycze do plecaka.
- Pam, param pam... - uśmiechając się i nucąc, wstała na równe nogi, ale w oddali usłyszała, jakby jakieś stado biegło w stronę, gdzie ona się znajduje. Odwróciła głowę w prawo i nagle zbledła z przerażenia. Stado ludzi biegło chyba jakiś maraton, bo zapierniczali tak, aż się ziemia trzęsła. U Miry od razu pojawiła się myśl: "Ja piernicze. To wszystko przez te głupie bagiety", następnie wzięła nogi za pas, i skręciła w jakąś alejkę, by później wyskoczyć na jeden z dachów.
Siedząc tak z oczami jak u gołębia, dostrzegła, że stado ludzi przed czymś ucieka. Wyjrzała więc bardziej znad ściany, by zobaczyć mniejsze stado młodych byków pędzących tak, że sie kurzy. Dostrzegła także, że za tym całym stadem biegnie jeszcze jedna postać, ale niestety Mira nie miała aż tak perfekcyjnego wzroku, aby dostrzec dokładnie kto to. Do tego nad ziemią unosiła się dosyć spora chmura dymu przez oba stada...
<Tajemnicza postacio? I mean Łuki>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz