Mężczyzna ciężko opadł na zimną posadzkę, prosząc w duchu aby chmara patrolujących Inkwizytorów w końcu opuściła teren lasu Duhaki. Od dobrych paru dni nie miał w ustach nawet kawałka mięsa. Czuł się przez to okropnie, żołądek burczał co najmniej niczym zdenerwowany smok, a oczy zaczęły widzieć rzeczy, których tak naprawdę nie było. Nie przerażało go to ani trochę, stykał się z owym zjawiskiem już nie jeden raz, gdy Święta Inkwizycja postanowiła sprawdzić czy plotki o mordującym tutejszych mieszkańców potworze są prawdziwe. Czasami zastanawiał się czy ludzie są naprawdę tak tępi. Nawet gdyby mocno chcieli to i tak nigdy by go nie złapali. Podparł się wątłymi rękoma by wstać. Czuł ból, którego nie dało się opisać wykonując nawet tak proste czynności. Jego przypadłość znów się odezwała. Złapał się za klatkę piersiową, jednocześnie podpierając się drugą ręką o ścianę. Zwrócił całą wodę którą wypił wraz z krwią. Znalazł się na takim etapie w którym jak najszybciej musiał coś spożyć, w innym wypadku umarłby leżąc we własnych fekaliach i wymiocinach. Szybko otrząsnął się po owym incydencie wraz z momentem, kiedy usłyszał dźwięk chodu. Ktoś wszedł do jego jaskini, niemądre. Mimo ostatku sił chłopak zebrał się na to by chwycić jeden ze swoich sztyletów i cierpliwie czekał aż ofiara zbliży się w miejsce w którym gasną wszelakie źródła światła. Nie musiał czaić się zbyt długo, za rogu wyszła niska kobieta, odziana w zbroję, a na jej głowie dostrzec można było kaptur. Chavac bardzo dobrze widział w ciemnościach, jego oczy zdążyły się już przystosować do trybu życia jaki prowadził przez ostatnie kilka lat życia. Westchnął cicho po czym bez skrupułów wycelował kobiecie sztyletem prosto w czaszkę, którą ów oręż bez problemu przebił. Osunęła się na ziemię łapiąc ostatni dech powietrza. Była sama, nikt nie był jej w stanie pomóc. Podszedł do zwłok i powolnym ruchem rozcinał materiał jej ubioru. Tym razem tortury by nie przeszły bo głośny wrzask odbił by się echem i najprawdopodobniej znalazłaby go reszta straży. Było mu niezmiernie przykro, że nie mógł zobaczyć cierpienia na twarzy inkwizytorki. W takich chwilach przypominał sobie to, w jaki sposób potraktował dwóch członków swojej rodziny. Naciął jej skórę tak by swobodnie dostać się do mięsa. Był tak potwornie głodny, że bez problemu pozbędzie się wszystkiego co oferowała mu ta niewiasta. Sięgnął po tępą siekierę i subtelnie pociął ciało na mniejsze kawałki. Kiedy tylko uznał, że już nadszedł czas by spożyć swój pierwszy od kilku dni posiłek szybko złapał jedną z części i niemalże wepchnął sobie do gardła byleby tylko zapchać czymś już żołądek. Zaśmiał się histerycznie przełykając powoli za duży kawał mięcha. Cóż, jego układ trawienny i tak mocno przystosował się do tego co spożywa. Ściany przełyku i żołądka stały się dużo mocniejsze i nieco bardziej elastyczne, by mężczyzna spokojnie mógł pobierać dużo większe porcje niż normalny człowiek. Zacznijmy od tego, że on sam wcale nim nie był, jednak jego pochodzenie było mu zupełnie obce, nie doszukiwał się też cech podobnych innych ras u siebie. Zwyczajnie było mu dobrze tak jak jest. Zanim skonsumował całe ciało minęło kilkanaście godzin, tak zaczął się wieczór. Wychodząc z jaskini czuł powiew delikatnego wiatru, który łaskotał go w odsłoniętą szyję. Miał usta ubabrane jeszcze krwią, jednak wyglądał już na znacznie spokojniejszego niż zanim się pożywił. Rozejrzał się dokoła czy nikogo nie widać, było czysto, co znaczyło, że Łowcy odeszli z tych terenów, zapewne niedługo znów tu wrócą, ale następnym razem, chłopak będzie już przygotowany. Sprawdził jeszcze raz czy na pewno ma przy sobie sztylety i ruszył przed siebie, zamierzał sprawdzić czy oby na pewno żaden z niechcianych gości nie zatrzymał się tu na dłużej, jeśli tak, to gdy tylko Chav go znajdzie, ta osoba na pewno będzie martwa. Szedł przed siebie mozolnym krokiem, był nieco zmęczony, prawie w ogóle nie spał przez ostatni incydent. Zbędne na jego drodze roślinności najzwyczajniej w świecie ucinał nie dbając zbytnio o to czy ktoś go teraz usłyszy, prędzej czy później i tak pozbędzie się tej osoby. Będąc już blisko rzeki usłyszał jej nienaturalny odgłos, jakby ktoś na siłę ją rozchlapywał. Kto jest na tyle odważny, by kąpać się w środku nocy, w ciemnym lesie, na totalnym odludziu? Po raz pierwszy od długiego czasu wstąpiło w niego zawahanie, nie miał pojęcia jak się zachować. Zawsze był tutaj sam…no może prócz inkwizycji. Ostrożnie wspiął się na drzewo uważając przy tym by nie narobić hałasu. Można by rzec, że się wystraszył. Nie, jeśli jest świadom, że ktoś może być od niego znacznie silniejszy to nie będzie widział sensu aby atakować ową personę. Straciłby zapewne swoje marne i tak już życie, po co ginąć do tego jeszcze beznadziejną śmiercią. Odsunął liście drzewa tak by zobaczyć co wydaje podejrzane dźwięki. Niemałe było jego zdziwienie kiedy zobaczył na oko nastoletnią, drobną dziewczynę. O mało nie spadł z dębu na którym obecnie przesiadywał. Mimo strachu jaki pojawił się w jego głowie, bacznie ją obserwował. Serce waliło mu niemiłosiernie, był gotowy uciec w momencie kiedy obca kobieta zbliżyła by się do miejsca w którym się znajduje. Ku jego uldze i spokoju ducha, nieznajoma nawet nie ogarnęła, że jest tutaj ktoś inny poza nią. Zastanawiał się właściwie z czym ma do czynienia, na początku nie zauważył u niej jakiś specjalnych cech, które wyróżniały by ją od człowieka. Dopiero kiedy dziewuszka odwróciła się do niego plecami zobaczył, że fragment, który nie był zasłonięty przez sukienkę ujrzał białą, chropowatą skórę. Musiał chwilę dłużej się przypatrywać by zauważyć, że biała plama była tak naprawdę wężowymi łuskami. Pierwszy raz widział takiego osobnika. Nie wiedział nawet czym intruz jest, co za tym szło, nie był w stanie określić swoich szans na przeżycie przy ewentualnej konfrontacji, jeśli do takowej by doszło. Przełknął ślinę i przesunął się nieco do przodu, by móc lepiej dostrzec kobietę. Chciał się jeszcze chwile poprzyglądać by później uciec i spisać co na ten temat wie w notatniku który prowadził. Był dosyć obszerny, zawierał wszystko to o czym dowiedział się na temat danej rasy. Wystarczyła chwila nieuwagi by wraz z łamiącą się gałęzią wpadł do rzeki tuż na wprost istoty, której tak się bał. Zaniemówił, próbował wydusić z siebie jakieś słowo, ale jedyne co wyszło z jego gardła to długi jęk rozpaczy.
<Naliaka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz