niedziela, 24 marca 2019

Od Chavaca do Naliaki - Bo do kąpieli trzeba dwojga

Mężczyzna jeszcze przez chwilę leżał na zimnej, kamiennej posadzce zastanawiając się, co właściwie się wydarzyło. Wstając poczuł promieniujący na całą rękę ból. Był on wynikiem incydentu, który zadział się w jaskini dosłownie kilka minut temu. Niestety ale mimo próby nastawienia jej na powrót we właściwe miejsce, nijak nie zamierzała ona współpracować. Zrezygnowany Chavac wyjął z kamiennej ściany jeden ze swoich sztyletów, a drugi podniósł z ziemi. Kobieta wytrąciła go z pasa, wręcz rzucając się na chłopaka. Westchnął ciężko i zabierając torbę ze wszystkimi swoimi notatkami, spojrzał ostatni raz na jego „dom”. Wszystko co tutaj miał zostało doszczętnie zniszczone, co za tym idzie, nie miał już czego szukać w tym terenie. Jeśli Inkwizycja zabrałaby ze sobą swoje tropiące psy, wywęszyły by one owy zapach, który pojawił się w pieczarze, po czym dotarli by prędzej czy później do niego samego. Zaczynał żałować decyzji o ochronie swojej głowy przed upadkiem. Teraz miał bezwładną rękę, która wszystko mu utrudniała. Miał tylko nadzieję, że nie wpadnie na wężową pannę bo mogłoby się to skończyć co najwyżej jego śmiercią. Cóż, obecnie jego jedynym celem było odnalezienie nowego schronienia w którym nikt go nie odnajdzie. Przypomniał sobie, że górzystej części lasu można spotkać całkiem spore jamy do których Inwizycja niechętnie się pcha. Niestety ale musiał przejść przez potok w którym w ostatnim czasie zażył niezbyt przyjemnej kąpieli. Właściwie to zastanawiał się czemu akurat jego musiało to spotkać, żył sobie w swoim własnym świecie i nic nie mogło tego zaburzyć, a tu nagle pojawiła się ona i jego dotychczasowe życie legło w gruzach. Chyba nie bez powodu będąc w mieście za młodego wiele starych mężczyzn powtarzało mu by nigdy ale to przenigdy się nie żenił. On sam nawet nie potrafi sobie wyobrazić życia z kobietą…nigdy żadnej nie miał i kompletnie nie wie jak się do nich odzywać, po prostu zawsze uciekał. Cóż, być może było to z lekka dziwnie odbierane przez tamtejszą społeczność, ale chłopak nigdy nie czuł się dobrze w dużej chmarze innych istot, więc izolowanie się od niego było mu na rękę. Po kilku minutach był już na miejscu, trochę dłuższych niż zwykle ale ciężko przedzierać się przez chaszcze jedną ręką. Zdecydowanie było to zbyt męczące jak na to ile potrafił jednego dnia przejść. Przysiadł na chwilę przy korycie rzeki, a jego wzrok powędrował na skórzaną torbę leżącą praktycznie zaraz obok. Nie chciał być wścibski, ale ciekawiło go co zostawiła agresywna dama i po co tutaj w ogóle przyszła. Po otwarciu zastał w niej tylko zioła, rośliny na truciznę, tak naprawdę wszystko co rosło w tym lesie. Zapewne byłaby rozwścieczona gdyby zobaczyła, że ktoś dotyka jej własność więc zamknął ją dokładnie i odłożył na miejsce w którym wcześniej była. Westchnął cicho przypominając sobie wzrok skrzywdzonej kobiety, był zupełnie taki sam jak jego za młodzieńczych lat.
~18 lat wcześniej~
Chłopczyk złapał się za bolące ramię, które zostało mocno obite przez jednego z jego starszych braci. Jura był najbrutalniejszy z całego jego rodzeństwa. Właściwie nie wiadomo czemu wszyscy się tak na niego uwzięli, może po prostu szukali źródła zabawy, a on był słaby i nie mógł się bronić. Mimo tego jak był traktowany prawie codziennie starał się uśmiechać. Można powiedzieć, że cały czas był pod opieką niańki. Przykre było to, że nie była w stanie nic zrobić na zachowanie reszty szlacheckich dzieci. Bała się, że kiedy coś powie to w najlepszym wypadku straci pracę a w najgorszym…życie. Służba nie miała łatwo na tym dworze, dochodziło do licznych wykorzystywań na tle seksualnym przez samą głowę rodu, do przemocy. Ci, którzy przychodzili do pracy jak najszybciej uciekali. Woleli żyć pod mostem niż pracować u takiego tyrana jak ojciec Chavaca. Wiele razy chłopczyk spoglądając w lustro widział na swojej twarzy fioletowe siniaki, które także pokrywały resztę jego ciała. Nigdy nie znikały bo dbano o to by pojawiły się kolejne. Śmiało był w stanie powiedzieć, że był znienawidzonym dzieckiem mimo tego, że przed laty wnoszono modły do Bogiń by przeżył kolejne noce. Coś się zmieniło, coś co wpłynęło na zachowanie wszystkich dokoła.
~~~
Z wspomnień wybudził go odgłos łamanych gałęzi. Odwrócił się w stronę hałasu, zobaczył tam dziewczynę, której już dzisiaj spotkać nie chciał. Wyglądała na zmęczoną, ledwo trzymającą się na nogach. Najwyraźniej musiała w jakiś sposób uszkodzić sobie nogę, ponieważ kulała idąc w stronę potoku. Zupełnie nie zwracała uwagi na siedzącego prawie obok niej mężczyznę. Zmyła ze swojej twarzy i włosów resztki brudu. Ukradkiem dostrzegł, że kobieta spogląda na swoją torbę, jednak później skierowała swój wzrok na niego.
- Znowu tutaj? Zgubiłeś coś? – zapytała tonem pełnym urazy. Nie była zadowolona z tego, że go widzi, on zresztą też nie.
- Raczej to ja powinienem o to zapytać. Zostawiłaś torbę, pomijając już sam fakt, że zniszczyłaś mój dorobek, musze się stamtąd wynosić, inaczej prędzej czy później wywęszy mnie inkwizycja. – westchnął ciężko nie ukrywając swojego niezadowolenia. Dopiero jednak teraz dostrzegł, że głowę kobiety przyozdabia korona. Nie zamierzał o to pytać, nie była to jego sprawa.
- Tak, zostawiłam. A ty w niej grzebałeś. Nie patrz na mnie takim wzrokiem. To, że nie rozpoznałam twojego odoru w nocy, nie znaczy, że cię nie czuję. - Wstała z dostrzegalnym trudem, podniosła torbę i przewiesiła ją przez ramię. - Twój dorobek nie jest moim problemem. Jeśli myślisz, że jesteś jedynym, który coś w życiu stracił, to się mylisz - powiedziała tonem przepełnionym niechęcią i jadem.
- Ale to Ty go zniszczyłaś! - Kobieta podniosła mu ciśnienie, ale nie zamierzał wykonywać gwałtownych ruchów by nie wywoływać z niej agresji. Powoli wstał, jednak nie zamierzał się do niej zbliżać. - Słuchaj no, pojawiasz się nagle na MOIM terenie, demolujesz MOJĄ jaskinię po czym stwierdzasz, że nie tylko ja coś w życiu straciłem. Nie uważam się za jedynego pokrzywdzonego przez ten świat....więc nie próbuj mi tego wmawiać. - wysyczał unosząc jeszcze bardziej głos. Niesamowicie denerwowała go ta niedawno poznana istota.
Kobieta zaczęła się śmiać, ewidentnie kpiła sobie z niego, a on czuł się nieco zmieszany. W salwach tego śmiechu nieco się zgięła, uderzając kilkakrotnie dłońmi o uda.
- Zniszczyłam? - Ponownie się zaśmiała, tym razem krótko i powróciła do wyprostowanej pozycji i obojętnej mimiki. - Jakże mi przykro, że zniszczyłam przyrządy, które służyły do... jakby to powiedzieć... Niszczenia cudzego ciała? Cudzej woli? - Przekrzywiła głowę z szerokim uśmiechem, który mógł wydawać się straszny wraz z jej nienaturalnie rozwartymi powiekami. - Moje ciało zostało zbrukane. Moja wola zdeptana, zmieszana z obojętnością osób, które nauczyły mnie kochać. Więc oto jestem. Może to nie jest przypadek, że się spotykamy. Podoba ci się to, co widzisz?
Mężczyzna milczał nie wiedząc jak odpowiedzieć kobiecie. Był totalnie zmieszany jej wypowiedzą a to go irytowało.
- Czy wyglądam Ci na osobę, którą obchodzi ludzkie cierpienie? Tak, to co widziałaś i co doszczętnie zniszczyłaś służyło mi do torturowania momentami zupełnie niewinnych ludzi, pozwalałem im cierpieć, tak jak ja cierpiałem w przeszłości. Nie wspomnę ile sprawiło mi to przyjemności. Nie pojmiesz tego, nie poczujesz dławiącej Cię choroby, która powoli zabija Cię od środka. Nigdy nie będziesz wiedziała jak to jest nosić na barkach ciężar setki zamordowanych ludzi, a to wszystko tylko po to abym sam mógł dalej egzystować. - Nie wyglądał na zbyt przejętego swoją wypowiedzią ani tym bardziej przejętego tym, że podczas ostatnich dziesięciu lat zamordował tyle ludzi, że skończył liczyć przy setce. Wiedział, że jest pieprzonym egoistą, ale nie chciał się do tego głośno przyznawać.

<Naliaka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...