Pustynia Dey’Siento, 18 dni przed spotkaniem
- Nędzne ludzkie ścierwo! – zakrzyknęła gorgona, pochylając się z rozłożonymi rękami nad zlęknioną grupką wędrownych kupców i zbliżając do nich swoje szpony.
Wszyscy ścisnęli się przy sobie, zapędzeni pod skałę przez olbrzymiego, wężowego potwora. Mężczyzna obejmował kobietę, a ich dwoje dorosłych dzieci starało się osłonić młodsze rodzeństwo, chociaż sami wyglądali, jakby odchodzili już od zdrowych zmysłów.
A wszystkiemu przyglądał się stojący na przeciwległej skale ciemnoskóry mężczyzna, oparty o jej zbocze, z rękami założonymi na piersi i krzywym uśmiechem na twarzy. Nie bawili go jednak przerażeni ludzie, a rozwścieczona gorgona.
- Panie! Pomóż nam! – zawołał starszy kupiec, błagalnie wyciągając ręce ku obserwującemu całą scenę wężowatemu.
- A będę coś z tego miał? – Ten odpowiedział mu z przekąsem.
Mimo pytania, które sam zadał, od razu zeskoczył z piaskowca i zbliżył się do gorgony.
- Gińcie! – ochryple zasyczało monstrum, a z jej ust polała się pierwsza strużka trucizny, rozpuszczająca drobne kamyczki pod stopami grupki nieszczęśników.
Już miała splunąć na bezbronnych kupców litrami żrącej substancji, gdy jej uwagę odwróciło przeciągające się gwizdnięcie i metaliczne brzęczenie. Odwróciła się, zdenerwowana nawet bardziej niż chwilę temu, ku dobrze znanemu jej mężczyźnie.
- Qele! Zdrajco! – Wskazała na niego palcem i zwróciła cielsko w jego stronę.
Wężowaty zaprzestał uderzania o ziemię włócznią obwieszoną złotymi ozdobami i westchnął z uśmieszkiem na jednym z kącików ust. Spoglądał prosto w oczy kobiety.
- Zdrajca? To bardzo poważne stwierdzenie. Już nie mówiąc, że odważne. – Wyszczerzył ostre kły w geście prowokacji.
- Zejdź mi z drogi, ty pieprzony padalcu! – Uniosła się wyżej, odruchowo okazując swoją wyższość nad rozmówcą, który właśnie powstrzymywał się od śmiechu.
- Zrobiłbym to, gdyby nie pewien problem. Wcale nie stoję ci na drodze.
Jasnowłosa gorgona zamrugała w zdezorientowaniu i zerknęła przez ramię na swoje ofiary, które właśnie pędem uciekały przez pustynię. Widząc to, zastygła w bezruchu, a po kilku sekundach odczuła, jakby ciśnienie jej krwi skoczyło co najmniej pięciokrotnie. Z krzykiem rzuciła się naprzód, próbując sforsować mężczyznę odpowiedzialnego za ucieczkę kupców. Ten jedynie obrócił się wokół własnej osi, zupełnie jakby wykonywał obrót w tańcu, i tym samym wykonał unik przed rozeźlona gorgoną. Naliaka zaryła brzuchem o twarde podłoże i zaparła się rękami, aby szybciej powrócić do pionu i zlokalizować irytującego mężczyznę.
- Nie trafiłaś – oznajmił po zakończeniu obrotu i pokazowo obejrzał sobie paznokcie jednej dłoni.
Gorgona poderwała potężny, biały ogon, szurając po ziemi i próbując uderzyć nim wężowatego.
- Zastanawia mnie – rzekł, po czym wykonał następny unik, swobodnie przeskakując nad ogonem – czy może nie powinnaś udać się w podróż. – Schylił się, dotykając dłonią ziemi i zerkając na cielsko przemykające nad jego głową. – Pustynia chyba nie najlepiej na ciebie wpływa. – Na powrót się wyprostował i uniósł głowę, uśmiechając się promiennie do Naliaki, która właśnie trzęsła się od siły, z jaką zacisnęła pięści.
- Uważaj na szpony, możesz skaleczyć sobie wnętrze dłoni. A to boli. Zaufaj mi – podszepnął, jak gdyby chciał jej zdradzić jakąś chronioną tajemnicę.
- Powiedz mi – syknęła kobieta, zbliżając się do niego tak bardzo, że niemal napierała na jego klatkę piersiową wężowym ciałem. – Od kiedy występujesz przeciwko własnemu plemieniu?
- Nie, nie występuję przeciwko Teyc’an. – Mężczyzna odpowiedział tonem innym niż dotąd, ciężkim i nieznoszącym sprzeciwu. Wyciągnął sztylet i nacisnął jego końcówką na brzuch gorgony, zmuszając ją do zapewnienia mu przestrzeni. – Pomagam tym, którzy sami nie są w stanie dostrzec, że potrzebują pomocy.
- Powiedziałeś mi, że mam odejść z pustyni. To jest twoja pomoc? Tak właściwie, od kiedy tu rozkazujesz, co? – Naliaka nie ustępowała w oskarżeniach, ale zgodnie z oczekiwaniami wężowatego, cofnęła się na bezpieczną odległość i zataczała w zdenerwowaniu obszerne koła.
- Nie powiedziałem ci, że masz odejść – warknął, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. – I nie zmuszę cię do tego, jeśli zdecydujesz inaczej. Ale myślałem, że mogę coś doradzić komuś, kogo uważam za przyjaciela.
Tym razem to kobieta skrzyżowała ręce na piersi. Przysiadła na własnym ogonie i wbiła wzrok gdzieś w horyzont. Milczała. Qele westchnął, tym razem ciężko.
- Rozumiem, że przybyłaś na pustynię, aby oddalić się od ludzi. Wiesz, na czym polega twój problem? Na tym, że nadal ich szukasz. – Znowu uśmiechnął się do gorgony, ale był to słaby uśmiech.
- Bo ich nienawidzę – mruknęła Naliaka. – Wszyscy tacy sami.
- Niewykluczone – rzucił jej rozmówca, odwracając się, by odejść.
Naliaka doskonale go znała. I tym samym wiedziała, że jego odpowiedź tylko pozornie dotyczyła drugiej części jej wypowiedzi. W rzeczywistości, mówiąc „niewykluczone”, Qele miał na myśli nienawiść jasnowłosej do ludzi. Rozmawiali o tym już wcześniej. Po wysłuchaniu jej historii, wężowaty zasugerował, iż jej prawdziwym celem nie jest mordowanie ludzi, a odnalezienie tego, który zastąpiłby jej to, co utraciła.
Z tym, że Naliaka nie wierzyła w odnalezienie prawdziwej rodziny.
Qele nie zwracał uwagi na jej poczynania, bo sądził, że gorgona szybko znajdzie partnera wśród plemienia Teyc’an, a jej gniew odejdzie w niepamięć. Tymczasem lata mijały, a kobieta nawet nie zaprzyjaźniła się z żadnym z jego braci.
- No dobra. Co twoim zdaniem powinnam zrobić? – zapytała go, czując lekkie wyrzuty sumienia.
- Hm. Wyświadczyć przysługę przyjacielowi? – Rozłożył ręce, patrząc na nią z rozbawieniem. Znowu postąpiła tak, jak się spodziewał. – Idź do lasu, przynieś mi trochę ziół. Przy okazji odpoczniesz od ciężkiego, pustynnego powietrza. Kto wie, może po powrocie będziesz mieć lepszy nastrój.
- Oczywiście – prychnęła. – Myślisz, że w lesie nie będę mordować ludzi? – zapytała wyzywająco.
- Będziesz. Z tym, że to już nie będzie moja sprawa, bo nie będę tego widział. A więc pozbędziesz się irytującego bazyliszka, pilnującego cię na pustyni. No chyba, że to jest to, czego skrycie pragniesz? Mojego towarzystwa? – Uniósł brwi, przygotowując się do odskoku.
Naliaka w odpowiedzi na jego słowa obrzygała kwasem obszar, w którym przed momentem stał Qelezarr. Ten zdążył jednak odskoczyć i gdy skończyła, machał jej już ze szczytu pobliskiej skały, z której zaraz później zeskoczył i zniknął gorgonie z oczu.
- Na litość boską… - wykrztusiła Naliaka, sycząc gardłowo. – Jak on mnie wk…
Las Duhaki
Kilka godzin przed spotkaniem
- No dobra… Gdzie to jest? No gdzie? Niech to szlag… - mamrotała Naliaka, dreptając po lesie i rozglądając się za cennymi ziołami poszukiwanymi przez jej przyjaciela. – Sobie wymyślił, że kwiatków mam mu szukać. Idiota. Sam by przyniósł jakiejś kobiecie kwiaty. A nie, że tak bez baby na tej pustyni siedzi.
Nagle przypomniała sobie jego ostatnie słowa, zanim się na owej pustyni rozstali. W wielkiej irytacji zwężyły się jej źrenice. Rzuciła ziołami, które właśnie trzymała w rękach i rozcapierzyła palce, odruchowo wysuwając ostre pazury.
- Zatłukę go! – syknęła.
Wówczas zorientowała się, że Qele nie ma nigdzie w pobliżu i jej plan będzie musiał poczekać, a poza tym, skoro zebrała już tyle roślin, to wypadałoby znaleźć resztę i wypełnić swoje zadanie.
Rzecz jasna, ataki podejmowane przez Naliakę na wężowatego były pozorne. Wężowaci nie potrafili ze sobą walczyć. Nawet, jeśli wyjątkowo się wzajemnie denerwowali, podświadomie czuli, że są jedną rodziną. Bazyliszek już niejednokrotnie wykorzystał tę wiedzę, pozwalając się powalić jasnowłosej i czekając na jej następny ruch. Najczęściej było to gwałtowne odskoczenie od powalonego celu. No, poza odosobnionym przypadkiem, kiedy mężczyźnie wpadło do głowy zapytać gorgony, czy wygodnie jej się na nim leży. Wtedy go zabolało. Ale i tak się śmiał.
Naliaka pozbierała z roztargnieniem rozrzucone chwilę wcześniej zioła i podreptała dalej, przyglądając się uważnie mijanym liściom i obwąchując te, które wydawały jej się znajome. Przy okazji udało jej się znaleźć kilka gryzoni, jakimi się naprędce pożywiła.
W końcu nastała noc. Nie był to dla gorgony czas odpoczynku, bowiem wiedziała, że niektóre kwiaty pojawiają się dopiero po zmroku. Nie była nowicjuszką – lata pobytu na pustyni oraz znajomości z innym bazyliszkiem spędziła między innymi na nauce rozpoznawania roślin. Qele wyszkolił ją też w prostszym odnajdywaniu ziół z użyciem zmysłów wężowatych. Tym samym Naliace dość szybko udało się zerwać potrzebne kwiaty. Do odnalezienia pozostały jej tylko rośliny wodne.
Większość czasu w lesie kobieta spędziła na dwóch nogach, ale do namierzenia wody użyła wężowego ogona. Uniosła się na nim wystarczająco wysoko, aby wyczuć woń pobliskiego koryta rzecznego. W przeciwieństwie do słuchu, węch wężowatych był znakomity. Wzrok też wpisywał się w doskonale rozwinięte narządy tej rasy, lecz niekoniecznie w nocy. Naliaka, jak każda gorgona, mogła zyskać bardzo ostry obraz z użyciem wężowych źrenic, ale w ciemnościach dostrzegała tylko poruszające się cele.
Tak więc jasnowłosa panna udała się w stronę rzeki. Przy potoku, który nie wydawał się rwący, nachyliła się i poczęła szukać ręką dna, z nadzieją, iż nie będzie musiała wchodzić do wody. Rzecz jasna, to nie mogło się skończyć w tak prosty sposób. Nie mogąc sięgnąć dna, straciła równowagę i wpadła do rzeki. Zirytowana, przez chwilę nie wynurzała się. Czekała, aż biała piana wokół niej popłynie wraz z nurtem, aby ujrzeć rośliny wyrastające po bokach i na dole koryta. Po czym zrywała je po kolei i wynurzała się, by skorzystać z węchu w celach identyfikacji. Chociaż zajęło jej to trochę czasu, odnalazła te zioła, których szukała. Wtedy zdjęła skórzaną torebkę przewieszoną przez bok, odłożyła ją na brzeg i postanowiła skorzystać z kąpieli, do jakiej i tak zmusiła ją praca. Wypłukała sukienkę z ziemi i pustynnego pyłu, umyła włosy, a nawet na moment odpięła koronę, którą od czasu wydarzeń w Miposii nosiła na głowie, zabezpieczoną niewidocznymi złotymi wsuwkami. Nie obawiała się, że ktoś spróbuje to zerwać – w zasadzie nie natrafiła na żadne poważniejsze zagrożenia od kiedy przeobraziła się w gorgonę i nie brała pod uwagę strachu przed kimkolwiek. Ani czymkolwiek.
W trakcie kąpieli do jej nozdrzy dotarła dziwna, specyficzna woń. Przypominało jej to próchno drzewa, ale bardziej kojarzyło się ze zwierzęciem, niż rośliną. Nie znała tego zapachu. Niemniej nie uznała za konieczne sprawdzania, czy to jakieś chore zwierzątko, czy nowy gatunek drzewa, jakiego jeszcze nie zna. Pluskała się w wodzie, bo przypomniały jej się czasy, kiedy bardzo lubiła kąpiele – Inushi nalewał wówczas pełną wannę wody, a do wody dodawał jakiejś dziwnej substancji, która powodowała powstawanie kolorowych bąbelków. I mówił Naliace, że to magia, i że wróżki też tak umieją. Za to kiedy dziewczynka była niegrzeczna, brat straszył ją opowieściami o krwiożerczych chochlikach porywających niesforne dzieci. Jasnowłosa pomyślała ze złością, że wyzywa jakiegoś chochlika, by spróbował ją pożreć, a powiesi go dokładnie tak samo, jak Inushiego. Tylko że na drzewie.
Jak na komendę, tuż przed nią do wody wpadł jakiś mężczyzna. Wężowatą nieco to wystraszyło, ale czuła się bardziej zaskoczona niż wystraszona – nie rozumiała, jak mogła nie wyczuć zapachu kogoś obcego. Większość gorgon w tej sytuacji przeszłoby natychmiastową przemianę, ale nie Naliaka – przez sześćdziesiąt lat mordowania na pustyni straciła wiele odruchów związanych ze strachem, bo najzwyczajniej w świecie nie spodziewała się, że ktoś zdoła ją uszkodzić. Poza tym, mężczyzna próbujący pozbierać się w potoku nie wydawał jej się specjalnie niebezpieczny. Wręcz przeciwnie – Naliaka odkryła, że to jego woń przypomina zapach chorego zwierzątka. Obcy jęknął, unosząc wzrok na obserwującą go wężowatą.
- Nie przypominasz chochlika – stwierdziła głosem podobnym do głosu królowej, otrzymującej na tacy obiad inny niż ten, który zamówiła.
Blondyn pospiesznie podniósł się z wody i cofnął o kilka kroków, bacznie obserwując przy tym Naliakę. Ona stała dokładnie tam, gdzie była – wyprostowana i pewna siebie, analizująca nerwowe ruchy obcego. Utwierdzona w przekonaniu, że to ona znajduje się na szczycie łańcucha pokarmowego w tej sytuacji, jak i w każdej innej.
Kobieta oczekiwała, aż mężczyzna coś powie, ale to nie następowało. W reakcji na jego milczenie zmrużyła z dezaprobatą oczy, skrzyżowała ręce na piersi i zapytała chamskim tonem:
- Umiesz w ogóle mówić? – Głos rozbrzmiewał nielitościwie i niósł się po znużonych nocą zakamarkach leśnych. – Mowę odjęło? – dodała jeszcze donośniej, nie otrzymując odpowiedzi na pierwsze pytanie.
Irytacja wężowatej narastała. Jej pierś unosiła się coraz szybciej w niecierpliwym oddechu, a wzrok skakał po elementach aparycji nieznanego jej osobnika w nieokiełznanym tempie.
- Kto ty w ogóle jesteś? – zapytała, rozluźniając ramiona i zbliżając się do mężczyzny. Nie przestawała świdrować go wzrokiem. – Twój zapach maskował woń ludzkiej krwi. – Niedbale wskazała palcami jednej dłoni na potok, który zmywał właśnie z ubioru mężczyzny resztki jego ofiary. – Znam kogoś, kto dałby dużo, żeby zbadać tę właściwość. Z tym – przewróciła oczami, odchylając głowę na bok – że nie mam żadnego interesu w wyświadczaniu mu przysługi.
Blondyn, zamiast udzielić kobiecie żądanych przez nią informacji, odruchowo począł wycofywać się wraz z jej śmiałymi krokami.
Nagle, obojętny do tej pory wyraz twarzy Naliaki się zmienił, a jej źrenice uległy nieludzkiemu zwężeniu.
- Nie ignoruj mnie, jak do ciebie mówię!
Koryto rzeczne w mig wypełniło się biało-złotym cielskiem gorgony. Zanim obcy zdążył się zorientować, co nadchodzi, z wody wyskoczył masywny ogon i owinął się wokół niego, a on sam po chwili wisiał już w powietrzu, tuż przed obliczem gorgony, której postura okazała się o wiele okazalsza, niż można było wnioskować z początku.
Serce nieszczęśnika uległo dotkliwemu skurczowi wraz z uderzeniem strachu, jaki zmusił go do wydobycia z siebie głosu.
- Zostaw mnie, nie zabijaj mnie! Wystarczy mi już choroba! Czy naprawdę musi zabijać mnie wąż po tych wszystkich latach walki o życie?!
- A więc jednak umiesz mówić – mruknęła, na powrót zyskując zobojętniałe oblicze i krzyżując ręce na piersi. – I mówisz to sssamo, co wszyssscy inni. Powiedz mi. Kogo zabiłeś? – Owiniętego jej własnym wężowym ciałem, obracała go tuż przed sobą, oglądając niemożliwą do usunięcia z tkaniny krew. Jej oczy lśniły jakąś niezdrową fascynacją.
- Nikogo, kto powinien cię interesować – odpowiedział mężczyzna.
Chociaż się nie wyrywał, co zazwyczaj wyjątkowo irytowało Naliakę, to nie udzielał jej też odpowiedzi, które by ją zadowalały. Jasnowłosa parsknęła krótkim, szyderczym śmiechem.
- Doprawdy? Więc może ty też nie powinieneś mnie interesować?
Uścisk wężowego ogona zacieśnił się, a ona opuściła ręce swobodnie wzdłuż boków, ale inaczej, niż przedtem. Tym razem można było odnieść wrażenie, że jej górne kończyny stały się na moment bezwładne, jak u lalki. Otworzyła szeroko usta, a gdy wydawało się, że osiągnęła kres rozwarcia szczęk, skóra na jej twarzy rozszczepiła się, ujawniając dodatkowe rzędy kłów i prawdziwą paszczę gorgony, zdolną do pożerania ofiar większych nawet od ludzi. Z tym, iż gorgony nie robiły tak tylko w celach połykania zdobyczy. Rozszerzały paszczę także przed wymiotowaniem żrącym kwasem.
- Inkwizytorkę! – wrzasnął mężczyzna, najprawdopodobniej przeczuwając, że zniewalający zapach z wnętrzności gorgony nie zwiastuje najlepszej przyszłości. – Zabiłem inkwizytorkę! – powtórzył, jakby upewniając się, że wężowa panna go usłyszała. – Inkwizycja co jakiś czas patroluje te tereny…
Paszcza gorgony zamknęła się o wiele szybciej, niż rozwarła. A jeszcze szybciej opadł ogon, chwilę wcześniej zaciskający się wokół nieszczęsnego mężczyzny – zupełnie jakby gorgona zapomniała, że cokolwiek w nim trzymała. Biedny blondyn na powrót wpadł z impetem do wody.
- Inkwizycja? – zapytała gorgona, rozglądając się dokoła jakby co najmniej spodziewała się, że cała scena była obserwowana przez uzbrojonych ludzi. – Jak ja im dam inkwizycję, to ich szlag jasny trafi, krew nagła zaleje!
Gorgona niemalże wyskoczyła z potoku, ciężko opadając swoim piętnastometrowym cielskiem na ziemi i sunąc wściekle przez las w poszukiwaniu śladów ludzi.
- Tylko tej inkwizycji już tutaj nie ma! Od jakiegoś późnego popołudnia! – Wstał i wołał za nią mężczyzna, przerażony faktem, że monstrum taranuje jego las.
- Oni zawsze wracają! – odparła na to Naliaka, nadal prąc naprzód. – A jak zobaczę tam kogoś z Miposii, to kwasem obrzygam! A wcześniej powieszę!
Wtedy gorgona, niczym rasowy wąż myśliwski, po zapachu pozostawionym przez patrol dotarła do śladów – pech tylko chciał, że najbliżej znajdował się ślad zamordowanej za dnia inkwizytorki, wiodący prosto do jaskini nieszczęsnego mężczyzny.
Chavac, bo tak nasz urokliwy pechowiec miał na imię, biegiem podążał za potworą i szeptem próbował przebłagać bóstwa, aby głupie babsko nie stratowało jego narzędzi. Niestety, rezultat tych modłów był tak błahy, że śmiało można by założyć, iż po zapadnięciu zmroku jedyną boginią obserwującą świat jest Sheolo.
- Co do… - mruknęła sama do siebie Naliaka, docierając do marnych szczątków inkwizytorki i zauważając dziesiątki wymyślnych, autorskich narzędzi tortur.
Kobieta zatoczyła koło, by rozglądnąć się po jamie, ale tym samym najechała cielskiem na to, czego najzwyczajniej nie zauważyła ze względu na rozmiary wężowego ogona.
- Hej! Może byś chociaż uważała, jak tym dupskiem suniesz, bo chciałbym to wszystko zachować – rzekł donośnie mężczyzna, krzyżując ręce na piersi.
Gorgona popatrzyła na niego z niedowierzaniem… Po czym z podobnym wyrazem twarzy zerknęła sobie na brzuch…
- Osz w dupę! Wbiło mnie się chyba… - wymamrotała, gdy dostrzegła jakieś ostre żelastwo zaciśnięte, a raczej pękające na jej ogromnym wężowym ogonie.
Zaczęła wywijać się na wszystkie strony, by dosięgnąć miejsca, na którym uczepiła się kolczatka, a przy tym gniotła kolejne narzędzia.
Cierpliwość Chavaca dobiegła końca. Nie zamierzał pozwolić na destrukcję wszystkiego, co do tej pory zbudował. Wyciągnął zza pasa sztylet i rzucił nim w skałę tuż obok głowy gorgony, tak, że ostrze śmignęło tuż przy jej twarzy.
Naliaka znieruchomiała, a jej oczy nagle zastygły w jednym punkcie.
- Daj to, kurwa, i zaprzestań swoich działań… - Mężczyzna zaczął powoli zbliżać się do gorgony.
Zwierzę, które od wielu lat nie spotkało naturalnego zagrożenia ma tendencję do dużej pewności siebie. Naliaka, przyzwyczajona do samodzielnego poskramiania grup złożonych z kilkudziesięciu uzbrojonych inkwizytorów, przestała brać pod uwagę jakiekolwiek zagrożenia ze strony dwunożnych. To dawało jej irytującą dumę, ale to zapewniało też sporą kontrolę nad zwierzęcą stroną klątwy, napędzaną tylko i wyłącznie instynktami.
I nagle, pojedynczy nóż rzucony przez losową istotę napotkaną w lesie, zburzył całość tego nowego porządku, kształtującego się w jej umyśle od sześćdziesięciu lat.
Oczy Naliaki zwężyły się bardziej niż dotychczas, potworniej, a tęczówki rozszerzyły się, niemal całkowicie zakrywając białka. Spojrzała na sztylet wbity obok jej głowy, po czym zwróciła rozwścieczony wzrok na osobę, która rzuciła narzędziem. Krzyknęła ochryple i przeraźliwie, dobywając z siebie dźwięku prawdziwej gorgony. Wysunęła szpony, kierując je w mężczyznę, a całe jej ciało układało się w pozycji węża gotowego do skoku. Ważący ponad tonę ogon wyrzuciła przed siebie, szurając nim po jaskini i układając tak, aby w razie konieczności zmiażdżyć przeciwnika.
Zdecydowanie nie rozbawił jej fakt, iż mogła już nie żyć.
Mężczyzna odczuł lęk, jak zapewne każdy, kto zostałby postawiony w takiej sytuacji. Szybko jednak odzyskał panowanie nad własnym ciałem. Prędko dotarło do niego, że jego ostatni czyn mógł nie być najlepszą metodą na wyproszenie gorgony z mieszkania. Zatrzymał się tam, gdzie był i wyciągnął powoli dłonie, pokazując bestii, że już nic w nich nie ma.
W teorii mógłby podjąć kolejny atak. Bardziej celny. Z tym, że nie czuł takiej potrzeby. Gorgona potrzebowała kilku sekund na analizę sytuacji. Czy po prostu chybił, czy może celowo wbił sztylet w skałę – to miało pozostać dla niej niewiadomą. Zaś Chavaca taka decyzja mogła kosztować życie. O wiele rozsądniej w takiej sytuacji byłoby podjąć kolejny atak, zanim monstrum nie zakryje się własnym, potężnym cielskiem, niemożliwym do przebicia zwykłymi narzędziami.
Tylko że on naprawdę tego nie pragnął.
Gorgona jeszcze przez chwilę skakała źrenicami po jego dłoniach. Upewniwszy się, że już nic w nich nie kryje, uniosła wzrok na jego twarz. Przez chwilę mogłoby się wydawać, iż furia z wolna opuszcza jej psychikę.
Wtem, potwór ponownie wydał z siebie rozdzierający ciszę wrzask. Naliaka wyskoczyła do przodu, uderzając mężczyznę stojącego jej na drodze wężowym brzuchem i przewracając go na plecy. Na szczęście, Chavac w porę wygiął jedno ramię, aby powstrzymać zderzenie głowy z kamiennym podłożem lub odbicie płuc. Zaś na nieszczęście, zapewne pożałował tej decyzji, kiedy jego ramię wsunięte pod plecy zostało w niemiły sposób nadwyrężone przez brzuch gorgony przygniatający całe jego ciało. Wężowata unieruchomiła go na ziemi, przyszpilając też jego ręce swoimi własnymi szponami, niemile zaciskającymi się na bladej skórze nadgarstków mężczyzny. Patrzyła mu prosto w oczy. Lecz – o dziwo – jej własny wzrok nie należał już do bezmyślnego potwora. Oczy Naliaki na krótki moment wytraciły cały ten zwierzęcy wyraz. Choć nadal obciążał ją tonowy ogon potwora, tęczówki i źrenice przeobraziły się w ludzkie. To było wystraszone spojrzenie młodej kobiety. Tej samej, która sześćdziesiąt lat temu pytała swojego brata – dlaczego mnie zdradziłeś?
Trwało to zaledwie kilka sekund. A po nich, wzrok kobiety ponownie pogrążył się w nieprzytomnej, bestialskiej furii. Gorgona krzyknęła jeszcze jeden raz, unosząc cielsko i opuszczając jaskinię we wściekłym tempie. Odpychając się mięśniami ogona i trzymając go w górze, tak, by nie zmiażdżyć Chavaca, uderzyła o ściany jaskini, niemiłosiernie dudniąc i zsypując drobne kamyczki z jej sklepienia. Gdzieniegdzie pozostawiła za sobą kilka pęknięć.
<Chavac?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz