sobota, 23 marca 2019

Od Katherine - Pomocna dłoń

Veronica otworzyła drzwi pokoju sypialnianego, po cichu weszła do niego. Kierując się w stronę wielkiego zasłoniętego okna zerknęła na śpiącą osobę na łóżku z baldachimem. Na wielkiej warstwie najlepszej jakości poduszek spała z otwartą buzią młoda blondynka, leżąc tak wyglądała jak małe dziecko. Na całe szczęście po brodzie nie ciekła jej ślina. Służąca odsłoniła zasłony,a promienie słońca momentalnie rozświetliły pokój. Kilka z nich padało centralnie na twarz śpiącej dziewczyny, która z grymasem zaczęła przekręcać się na bok.
Tak, tą śpiącą dziewczyną byłam ja. Podniosłam lekko głowę do góry patrząc się zaspanymi oczami na Veronice. Zdając sobie sprawę, że dzisiaj znowu mam wziąć udział w balu opadłam z westchnięciem na poduszkę. Nie mogłam znieść tego, że ojciec tak bardzo stara się mnie zeswatać z jakimś wpływowym mężczyzną, żeby połączyć spółki handlowe. Dla niego liczył się tylko status i pieniądze.
- Panienko Kitty, pani ojciec prosi, żeby panienka zaraz po śniadaniu stawiła się w jego biurze - powiedziała to, w międzyczasie nalała wody do miski stojącej na toaletce
Chcąc nie chcąc musiałam wyjść spod ciepłej kołdry. Z pomocą służącej zostałam umyta, uczesana jak i ubrana. Będąc gotowa wyszłam ze swojego pokoju, zostawiając Veronice samą, która zajęła się pościeleniem łóżka. Szłam wzdłuż korytarza kierując się w stronę jadalni znajdującej się na parterze. Znajdując się na schodach minęłam się z bratem i jakimś chłopcem z rodziny Lotty, oboje praktycznie mnie zignorowali i pobiegli do pokoju Cedrica. Wreszcie gdy dotarłam do jadalni, zajęłam miejsce obok Williama, Lotty i matki. Brat burknął coś pod nosem, że znowu się spóźniłam. Przecież to nie moja wina, że poprosiłam Veronicę, żeby pozwalała mi dłużej spać, a ona po prostu wykonuje swoją pracę. Służąca podała mi tace sycie zastawioną po czym odeszła w stronę kuchni. Zamieniłam kilka słów z domownikami, temat ciągle jednak dotyczył dzisiejszego balu i wspomnienia jak to mój brat i Lotta zostali zeswatani przez matki. W ich przypadku nie było to małżeństwo z przymusu, bo mimo zainteresowania rodzin potencjalnymi kandydatami dla swoich pociech, ta dwójka już od kilku lat miała się ku sobie. Po skończonym śniadaniu tak jak poleciła Veronica udałam się do gabinetu ojca. Zapukałam.
- Proszę - powiedział ojciec i wtedy nacisnęłam na klamkę wchodząc do gabinetu
Siedział na fotelu nie odrywając wzroku od warstw papieru przed nosem. Wyciągnął jeden skrawek ze sterty, przez chwilę czytał go, napisał coś na nim i odkładając go na stertę podniósł na mnie wzrok.
- Katherine - zwrócił się do mnie poważnym tonem - Zapewne nie będziesz zadowolona, że znowu poruszam ten temat, jednak jesteś już w tym wieku w którym powinnaś być przynajmniej już zaręczona, a tobie tylko pstro w głowie
- Ależ ojcze, przecież to nie prawda - powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy - Przecież rozmawiałam z Alexandrem i Conradem. Nie dałam im może jeszcze odpowiedzi, jednak ...
- I nie dasz - przerwał mi wstając i podchodząc do okna - Na wczorajszym spotkaniu w Hali rozmawiałem z Claudiusem Klugewolfem. Ma syna, Olivera w podobnym do ciebie wieku. Chciałbym, żebyś dzisiaj na balu mu towarzyszyła - chciałbyś ?, przecież to jest ewidentnie rozkaz - Już ponad rok temu zadebiutowałaś w towarzystwie, a nadal nawet nie masz potencjalnego kandydata. Nie chciałabyś przecież zostać obiektem kpin i ośmieszyć rodziny, prawda?
- Prawda... będę towarzyszyła Lucasowi - odpowiedziałam, a na twarzy ojca pojawiło się coś na kształt uśmiechu - Nie mogę przecież przynieś wstydu rodowi Rehenwildeów
- Nie rozczaruj mnie - powiedział zapobiegawczo
Kiwnął głową na znak, że to koniec rozmowy. Również kiwnęłam po czym wyszłam. Będąc na korytarzu zrezygnowanie oparłam głowę o drzwi. Oby ten Oliver nie okazał się tylko dupkiem jak poprzedni kandydaci.
- Kitty? - usłyszałam głos młodszego brata - Coś się stało?
- Skądże - odpowiedziałam od razu na twarz przybierając uśmiech - Po prostu źle się poczułam. A gdzie zgubiłeś ... - zawahałam się zdając sobie sprawę, że nie pamiętam imienia kuzyna Lotty
- Lucas poszedł do cioci Wandy. Tak na prawdę to go nawet nie lubię. Wszystko ma być po jego myśli, jest głupi i ma piegi. - burknął krzyżując ręce
Czyli nie byłam jedyną osobą, której coś się nie podobało. Śmiejąc się nakazałam Cedricowi jeszcze przez dwa dni znieść zachowanie krnąbrnego dzieciaka. Ten na do widzenia wystawił mi język i odbiegł. Nie chcąc żeby ktoś jeszcze zobaczył moją smętną minę, stwierdziłam że najlepszym pomysłem będzie udanie się na przejażdżkę. Wróciłam do pokoju przebrać się w strój do jazy. Służąca musiała wcześniej już poinformować, że wybieram się na przejażdżkę, bo stajenny od razu widząc mnie przyprowadził mi gotowego do drogi Onyksa. Szybko usadowiłam się na jego grzbiecie i skierowałam się w stronę bramy.
- Panienko, proszę zaczekać - usłyszałam za sobą głos starszej służącej
Słysząc jej głos, było pewne że zaraz zawoła jakąś osobę do towarzyszenia mi. Ignorując jej prośbę, rzuciłam komendę Onyksowi,a ten przyśpieszył kroku. Szybko minęłam bramę i znalazłam się na rozdrożu. Bez wahania skierowałam się w stronę pobliskich wiosek. Zwolniłam tempa, chcąc przez chwilę się ciesząc otaczającym krajobrazem, niestety informacja przekazana przez ojca nie dawała mi spokoju. To był największy minus bycia córką z bogatej rodziny. Co mi po tych wszystkich rzeczach, jak nie miałam możliwości decydowania o sobie. Bolało mnie to strasznie, że bałam się przeciwstawić ojcu. Kto wie co by zrobił, gdybym miała odmienne zdanie...
Jechałam tak w ogóle nie patrząc na drogę, wpatrywałam się za to w siodło na którym wyszyte były moje inicjały. I wtedy to się stało. Jakby w zwolnionym tempie, w jednej chwili siedziałam na grzbiecie Onyksa, w drugiej wylądowałam na zakurzonej ścieżce. Upadek był nieprzyjemny. Chwilę mi zajęło dojście do siebie. Jednego czego byłam pewna to, że znajdowałam się w samym polu i na dodatek mój wierzchowiec uciekł w popłochu. Pomimo kontaktowania nadal widziałam przez mgłę. Tuż przed moją twarzą zobaczyłam jakąś bladą plamę, która z każdą chwilą robiła się wyraźniejsza. Tą plamą była czyjaś ręka. Nie zastanawiając się ani chwili złapałam za nią i zostałam gwałtownie podciągnięta do góry.

<pomocny ktosiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...