sobota, 2 marca 2019

Od Hasharian do Riny - A więc tak/Poszukując celu

Na moje policzki wdał się wielki, czerwony niczym dorodny pomidor, rumieniec. Nie spodziewałam się Kirana wbiegającego do tego pomieszczenia o poranku. To zdecydowanie była najbardziej dziwna sytuacja jaką dotychczas przeżyłam i zdecydowanie najbardziej żenująca. Przerwało to mi i Rinie miłosne zaloty. Obie szybko się ubrałyśmy. Zaniepokoiło mnie zachowanie mężczyzny i jego szybka ucieczka z pokoju, nie wydawał się przecież zbytnio przejęty całą sytuacją, którą tutaj zastał. Myślę, że widział coś co niestety często zwodzi tutejszych przybyszów, a jeśli mam racje Kiran jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Złapałam ukochaną za rękę i wbiegłam na schody. Myślałam, że nigdy się nie skończą, jednak w końcu dotarłyśmy do wyjścia. Oślepił nas blask promieni słonecznych. O mało się nie wywróciłam, zawsze tak jest kiedy na chwilę tracę wzrok. Niby powinnam się przyzwyczaić do połowicznej ślepoty ale jednak czasami czuję jakbym miała obie pary oczu. Nerwowo wbiegłyśmy do lasu chcąc jak najszybciej znaleźć towarzysza. Rina pobiegła w jedną stronę, a ja w drugą, chociaż przyznam, że nie był to najlepszy pomysł na świecie. Elfy miały poniekąd dar do wyczuwania energii innych istot, a zatem ja czułam te których nigdy nie chciałabym spotkać. W pewnym momencie biegu odbiłam się od kogoś po czym upadłam na ziemię. To był on, nasz ucieczkowicz.
- Kiran... - zaczęłam ledwo łapiąc powietrze - Mógłbyś tak więcej nie znikać bez słowa? Ten las roi się od niebezpie...
Nie zdążyłam dokończyć a za mężczyzną stanął gigantyczny stwór. Nie zdążyłam nic powiedzieć bo oboje z nas powalił swoją wielką łapą. Kiedy nas zabierał posłałam tylko głuchy krzyk w wielką, leśną przestrzeń.
Obudziłam się przykuta do ściany metalowymi łańcuchami. Rzekłabym, że widziałam już kiedyś to miejsce, ale nie wiem czy przy tym bym nie skłamała. Może o tym czytałam? Sama już nie wiem, lochy jak lochy, co na znowu bredzę. Rozejrzałam się dookoła. Kiran wisiał prawie obok mnie. Jego ciało było pokryte świeżymi ranami...musiałam chyba coś przegapić. Najwyraźniej całkiem przypadkiem, w wyniku niefortunnych zdarzeń i ucieczki wielkiego odkrywcy świata trafiliśmy do niewoli jakiś dzikusów. Fantastycznie...dopiero po chwili poczułam jakbym została ugodzona co najmniej kilka razy jakimś tępym nożem. Po mojej sinej nodze spływała krwisto czerwona ciecz, zemdlałam.

<Rina?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...