Czułam jak moje znamię, które mam od czasu kiedy pierwszy raz pojawił się Hejit, mnie piekło. Mój miecz mnie ostrzegał przed niebezpieczeństwem. Spojrzałam na mężczyznę i jego wilka, ale to nie o nich chodziło. Był tu ktoś jeszcze. Zaczęłam się rozglądać i zauważyłam ją, kobietę w ciemnej zbroi, takiej samej jaką miał mężczyzna sprzed kilku lat. Cofnęłam się do tyłu, jej wzrok przeszywał mnie na wskroś. Nie wiedziałam co robić, z jednej strony Hejit mówił aby zaatakowała, ale z drugiej… Poczułam ten sam strach co w tamten dzień. Pavan trącił mnie łbem, nie rozumiejąc co się dzieje. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech po czym wskoczyłam na swojego wierzchowca.
- Biegnij Pavan! – nie musiałam się powtarzać, koń od razu ruszył galopem i mimo rany, poruszał się coraz szybciej.
Ruszyliśmy przed siebie, całkowicie zapominając o spotkanym wcześniej mężczyźnie. Nie kierowałam ogierem, ufałam jego instynktowi. Często znajdował jakieś bezpieczne miejsce, dlatego mogłam na nim polegać. Stało się tak i tym razem.
Po godzinie ostrego biegu przez pola i łąki, zobaczyłam znane mi budynki. Zbliżaliśmy się do wioski Prieve, mojego domu. To był jeden z tych nielicznych razy, kiedy tak bardzo się cieszyłam na jej widok. Bez wahania się, wjechałam w jej granice, kiedy tylko odwołałam Hejita i ruszyłam w stronę posiadłości moich rodziców. Zatrzymałam się dopiero przed okazałym, białym budynkiem, ogrodzonym pięknymi krzakami, będącymi częścią ogrodu. Zsiadłam z konia i po schodach weszłam na werandę, po czym zapukałam do dużych, dwuskrzydłowych drzwi. Nie musiałam długo czekać, aby otworzył mi Ednit, nasz najstarszy sługa.
- Panienka Devi – uśmiechnął się na mój widok i lekko się ukłonił.
Nie zważając na zasady dobrego wychowania, rzuciłam się mężczyźnie na szyję, przytulając go. Byłam całkowicie rozstrojona emocjonalnie, chciało mi się płakać, ale się od tego powstrzymałam.
- No już dobrze panienko – siwy mężczyzna pogłaskał mnie po głowie.
- Pavan jest ranny… - powiedziałam, kiedy się od niego odkleiłam.
- Zaraz kogoś zawołam, a ty wchodź do środka. Zajmiemy się tobą – przepuścił mnie w drzwiach.
Nie zastanawiając się nad niczym zrobiłam tak jak mi powiedziano. Weszłam do jasnego holu, naprzeciwko mnie po obu stronach stały schody, prowadzące do góry, gdzie były sypialnie. Na lewo miałam przejście do kuchni i do pokoi służby. Na wprost była ogromna jadalnia a po prawej wejście do pokoju dziennego, w którym przyjmowaliśmy też gości. Pierwsze co zrobiłam, to ruszyłam na górę do mojej sypialni.
- Panienka Devi! – na korytarzu spotkałam zarządcę, który zajmował się pod naszą nieobecnością posiadłością.
- Miło mi pana widzieć, panie Ishat. Zdrowie dopisuje? – spojrzałam na niskiego i krępego mężczyznę.
- Oczywiście panienko, jak zawsze nie mogę narzekać – wziął moją dłoń i pocałował jej wierzch.
Uśmiechnęłam się do niego, mimo, że był strasznym kobieciarzem, nawet go lubiłam, jak wszystkich tutaj. Nasza służba i zarządca zawsze byli traktowani z szacunkiem i dostawali to, czego im było trzeba. Zawsze czułam się przy nich, jakby byli częścią rodziny.
- Pójdę już, muszę się przebrać i odpocząć – powiedziałam z zamiarem odejścia.
- Panienko, chciałem panienkę uprzedzić, że przyjdzie dziś mężczyzna u którego zamówiłem broń, czy mam zgodę aby zaprosić go na posiłek i poprosić aby został na noc?
- Ma pan – po tych słowach, mężczyzna dziękując mi jeszcze raz ucałował moją dłoń i odszedł.
Poszłam w prawą część domu, w której znajdował się mój pokój. Kiedy do niego weszłam, byłam mile zaskoczona. Wszystko było posprzątane i gotowe na przyjęcie mnie, jakby wszyscy się spodziewali, że jeszcze tu wrócę. Wzruszona, wzięłam z szafy białą suknie i poszłam do łazienki. Widziałam, że w wannie jest już ciepła woda, ale sama musiałam dodać jakieś dodatki. Odwróciłam się i z szafki wyciągnęłam odpowiednie płyny do kąpieli. Wybrałam tym razem ten o zapachu róż. Dodałam go do wody i ręką wymieszałam. Nie musiałam za wiele czekać, aby poczuć zapach tych kwiatów w pomieszczeniu. Rozebrałam się i weszłam do wody, rozkoszując się jej ciepłem.
~ Nie zaufałaś mi ~ w mojej głowie rozległ się głos mojego miecza.
- Hejit… to nie tak.
~ Powinnaś mi ufać, przecież cię chronię i pomagam ci. Dlaczego więc uciekłaś? ~
- Ja… bałam się. Ona wyglądała tak jak tamten mężczyzna sprzed 6 lat. Zresztą dobrze wiesz, że nie lubię walczyć i… zabijać.
~ Wiem, ale czasem inaczej się nie da Devi. Nie każdy jest dobry i da się przekonać, że walka nie jest odpowiednim rozwiązaniem. ~
- Ja uważam inaczej, w każdym z nas jest dobro. Nawet w tobie – mówiłam, patrząc w sufit.
~ Jesteś bardzo naiwna ~ już go nie słyszałam.
Posiedziałam jeszcze jakiś czas w łazience, aż woda nie zaczęła się robić zimna. Sięgnęłam po odpowiedni kosmetyk, który zaczęłam wcierać w swoje ciało aby go później zmyć. Wstałam i opuściłam wannę, szybko zakrywając się ręcznikiem. Po skończeniu pozostałych czynności, związanych z odświeżeniem się i relaksem, zawołałam moją ulubioną służącą, Jasmin, która pomogła mi się ubrać i uczesać.
Wychodząc z łazienki, zdążyłam zobaczyć przez niezasłonięte okno, że już jest ciemno. Wyszłam z pokoju i udałam się na dół.
- Dziękuję panu, że jednak zgodził się pan zostać. Musi pan poznać naszą panienkę, naprawdę niesamowita niewiasta. Jeżeli się zgodzi, może nawet pan zabawić kilka dni u nas – schodząc ze schodów, słyszałam jak pan Ishat komuś dziękował.
Domyśliłam się, że chodzi o tego mężczyznę, który miał mu dostarczyć dziś broń. Chciałam do nich dołączyć w pokoju dziennym, ale zauważyłam jak Ednit zaprasza mnie do jadalni na posiłek.
Ruszyłam do jadalni, mając nadzieję na coś ciepłego do zjedzenia. I nie myliłam się, stół był ładnie zastawiony a znajdujące się na nim potrawy, wyglądały przepysznie. Przyglądałam się tak chwilę temu widoczkowi, kiedy usłyszałam za sobą kroki.
- Panie Vinloy, oto nasza panienka – na te słowa odwróciłam się i od razu mnie zamurowało.
Obok zarządcy stał nie kto inny jak ten czarnowłosy mężczyzna, którego wilk zaatakował dziś mojego Pavana.
<Vinloy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz