czwartek, 14 lutego 2019
Od Mirona do Aesandi - Nostalgiczny spokój
Szliśmy tak dłuższą chwilę, a ja zastanawiałem się nad tym, jaki temat by tu rozpocząć do rozmowy. W moich myślach powstała taka incepcja, że zanim się z niej wybudziłem, to już dotarliśmy do terenu, gdzie wioska była już dosyć blisko. Dziewczyna schowała się w zaroślach trochę dalej za drzewami, aby nikt jej nie zobaczył. Ja zaś ruszyłem do swojego domu w celu znalezienia tych ubrań na zmianę.
Wpadłem z buta do mieszkania, jeszcze wcześniej pośpiesznie witając się z przyjaciółmi sąsiadami, którzy całe szczęście nie zatrzymywali mnie tym razem. Zaraz po wejściu w pierwszym pomieszczeniu zobaczyłem jak zwykle nie zbyt dokładnie posprzątany psełdo salon, gdzie znajdował się stolik praz gdzieneigdzie do kitu porozstawiane meble. Pierniczę tę modę, są ważniejsze rzeczy na głowie. Wbiegłem na górę biorąc po trzy schody i rzuciłem się na skrzynię, która stała sobie spokojnie na poobijanych, drewnianych kostkach obok nieco większej komody. Zanurkowałem w tonie ciuchów, które wrzucone były do skrzyni, a kolejne warstwy klamotów pojawiały się na ziemi.
- W końcu! - ucieszyłem się, gdy znalazłem w końcu jeszcze trzymający się w kupie pakiet odzieżowy. Popatrzyłem na niego i z wypiętą piersią zawróciłem w celu opuszczenia budynku. W progu, o zgrozo, zatrzymała mnie grupa słodziaków. Nosz ty w niedorobione ptysie, nie teraz!
- Ej Miron, bo Janina mówi, że mnie nie lubisz! - zobaczyłem smutną podkówkę na ustach jednego z dzieciaków.
Strzeliłem facepalm.
- Słuchaj, ona nie wie, co ja myślę, kogo lubię, a kogo nie. - przykucnąłem przy małym człowieczku. - Przecież Hugo, ile ja ci razy mówiłem, że jesteś spoko ziomek i ciebie bardzo lubię.
Ściągnąłem z nadgarstka ozdobną opaskę, którą kupiłem dosyć niedawno na jednym z targów i wręczyłem młodemu. Ten od razu zaczął się zachwycać, podziękował i razem z innymi dzieciakami pognał w stronę jednego z placów. Ja ucieszony z powodu, że Hugo sie cieszy, no i że mam ich z głowy, ruszyłem truchtem w stronę, gdzie skrywała się nowo poznana dziewoja. Szybko do niej dotarłem, zadowolony z siebie, że znalazłem odpowiedni strój, wręczyłem go jej, a ona nagle bez ostrzeżenia ściągnęła swoje dotychczasowe ubranie. Nie dość, że było go mało... znaczy ja nie narzekam, no ale tak czy siak nie było go wiele, to jeszcze nic pod spodem nie miała.
Nikt sobie teraz w tym momencie nie zdaje sprawy, jak bardzo musiałem się pieprznąć w twarz w myślach, by się w nią nie wgapić, albo nawet gorzej. Mam nadzieję, że się nie zaczerwieniłem na caej twarzy. Na szczęście nie jest ze mną tak źle, by rzucać się bez ostrzeżenia na kobiety, to nie leży w mojej naturze... mam nadzieję.
Moje zamyślenie przerwał głos nieznajomej.
- Tak apropo, nazywam się Aesandi, możesz mi mówić po imieniu, lub w skrócie, Di.
Ładne imię. Chwila, chciałem to powiedzieć na głos.
- Ładne imię, pasuje ci. - Odwzajemniłem uśmiech. Przypomniałem sobie, że faktycznie, nie przedstawialiśmy się sobie wcześniej.
- Ja mam na imię Miron, miło poznać. - podałem dłoń nowo poznanej. Ta jeszcze do końca nie naciągła portek na ogoniasty tyłek, ale jak widać mało się tym przejmowała i uścisnęła moją dłoń. Cholera, jakim cudem ona ma taką gładką skórę, jak widać, że to walcząca kobieta???
Chwile jeszcze zajęło, aby Aesandi skończyła się przystrajać.
- Hm... - spojrzałem na rzucone obok poprzedni strój dziewczyny. - To nie może tu tak zostać.
- Schowaj je gdzieś w swoim domu, bo jak tu je znajdą, to mogę mieć bardzo przerąbane. - Rzuciła tylko okiem na leżące smutno, odrzucone ciuchy.
- Coś ty, jakby u mnie ktoś to znalazł, to by mi za nic spokoju nie dali, zwłaszcza, że nikt z okolic nie ubiera się w taki sposób.
- To weź je spal. - odparła obojętnie.
- Nie chcesz ich zachować na pamiątkę?
- Pffff! - zarzuciła kucykiem poprawiając koszulę.
Westchnąłem tylko patrząc, jak Di zwija swój były, odrzucony strój w kulkę. Nagle szarpnąłem głową, patrząc głębiej w las, po czym odskoczyłem w bok. W miejscu, gdzie przedtem stałem, przemknęła strzała, która pędziła tak, że strażnik dałby chyba pińćset monet kary.
- Żryj gruz, frajerze! - Aesandi tylko strzeliła raz w odwecie i chyba trafiła, bo usłyszeliśmy stęk z między drzew. - Szybko! - Nie zdążyłem nic zrobić, nawet przyjżeć się, kto strzelał i skąd dokładnie, bo poczułem jednorazowe szarpnięcie za mój podkoszulek. Nim się obejrzałem, a nie miałem innego wyboru, niż się obejrzeć, o ujrzałem, jak Aesandi spiernicza w całkiem przeciwnym kierunku.
Niestety, o zgrozo, to nie był jedyny nikczemnik, który się nam napatoczył. To całe szczęście nie byli ci z klanu Aesandi, ale gorzej- byli to niektórzy z tych ochydnych gildii zabójców, albo łowców... sam nie wiem. Wiem tylko, że tych dwóch gildii najbardziej nie cierpię.
-Osz ty w spalony piernik... - jakichś pięciu gości celowało do mnie z łuku, a czterech celowało albo biegło do Di. - To ja żegnam... -posłałem stresowy uśmiech do panów, po czym sam zabrałem nogi za pas. Nie mogłem się zmienić teraz na wizji, nie chcę dodatkowo narażać osoby, która była ze mną. Lawina strzał posypała się w naszą stronę. Kątem oka zobaczyłem, że jak jedna z nich trafiła w jeden z krzaków, to ten momentalnie zwiędnął.
Mimo tego, że biegliśmy oboje bardzo szybko, to tamci chyba mieli jakiś napęd na strzały! No przecież tak nie można! To jest zamach... a, chwila, przecież im o to chodziło. Mimowolnie zacząłem się po trochu śmiać. Nie wiem dlaczego, ale zawsze, gdy była konieczna ucieczka, to wyobrażałem sobie, jak komicznie musi wyglądać ta sytuacja z poa widzenia osoby, która stałaby z boku i wszystko obserwowała. Na nasze nieszczęście biegliśmy po dosyć rozległej łące, więc to był istny raj dla tych za nami, którzy bezustannie celowali w nas strzałami. Gdy tak biegliśmy obok siebie z Aesandi wydawało mi się, że łatwiej im będzie nas trafić. Niewiele więc dłużej myśląc wziąłem Di na ręce i włączyłem tryb zwiększonych kroków. Nie wiem, jak to można nazwać dokładniej, ale polegało to na tym, że biegnąc mogłem robić o wiele większe kroki, dzięki czemu rozpędzałem się niczym hipopotam z napędem na cztery kopyta. Domyślam się, że transportowana pani nie była zbytnio zadowolona, ale to później będę ją musiał przeprosić.
- Głowa! - Aesandi miała lepszy widok na tyły, więc ostrzegła mnie przed atakiem. Ten bieg zżerał okropnie dużo energii, ale całe szczęście szybko znaleźiśmy się za wyżynami, a później w kolejnym lesie. Minęliśmy ruiny, wybrałem jakieś dziwne dróżki, żeby tylko zgubić tych huncwotów. Już z ostatkiem sił w nogach rozejrzałem się wokoło, gdzie my w ogóle zawitaliśmy, po czym poczułem klepanie po policzku i kręcącą się sylwetkę na moich rękach.
- Może byś mnie już Miron odstawił na ziemię?? -Di zaczęła się szarpać, aż w końcu zaczaiłem bazę i ją odstawiłem. - A teraz oddaj mi proszę moje zawiniątko z ubraniem, trzeba się go pozbyć.
Zamarłem. Ja go przy sobie nie miałem. Najpierw myślałem, że robi sobie żarty, ale tą myśl zastąpiła nowa, która mówiła, że ubranie zaginęło w akcji.
- Eeee.... - podniosłem palec do góry - No słuchaj...
No to nieźle. Miejmy tylko nadzieję, że nie mają zmiennokształtnego psa tropiącego... Po chwili usłyszałem, że Aesandi się chyba zapowietrzyła.
<Aesandi?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Template by...
Eilay
Zireael Graphic
Zireael Graphic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz