Obserwowałem tylko jak dziewczyna wsiada na swojego poszkodowanego konia i czym prędzej odjeżdża w kierunku, w którym sam musiałem zmierzać. Zdziwiło mnie jednak to, że jasnowłosa nie zdawała się uciekać przede mną, a przed czymś co ujrzała gdzieś zza drzew. Sam nieco zdezorientowany rozejrzałem się dookoła, ale jedynymi żywymi duszami w okolicy byłem już tylko ja i ten wilczur. W takich okolicznościach wzruszyłem po prostu ramionami i kontynuowałem swoją podróż, której cel wydawał się być już całkiem niedaleko. Idąc słyszałem za sobą stukot pazurów co dawało mi do wiadomości, że wilk się jeszcze ode mnie nie odczepił. Spojrzałem przez ramię na czarnego futrzaka, który nos miał prawie że przyciśnięty do ziemi intensywnie węsząc. Na jego pysku zaschła już krew, a wzrok widocznie trzymał odwrócony ode mnie jakby mając mi za złe, że przerwałem jego polowanie. Przewróciłem oczami musząc przyznać, że niektóre zachowani zwierzęcia są nadzwyczaj śmieszne i nieco żałosne. Po drodze pozwoliłem sobie wyjąć z plecaka jabłko, po czym pożreć je w kilka minut. Byłem dosyć głodny, a ostatnio nie miałem okazji porządnie zjeść jak to się powinno. Póki co musiałem zadowolić się jabłkiem i małą butelką wody. W końcu po pół godzinie piechoty znalazłem się w tym małym, przeuroczym miasteczku. Było już ciemno, ale ścieżki i chodniki pooświetlane były słabym światłem z latarni. Na ulicach już praktycznie nikogo nie było co pozwoliło mi zachować większą dyskrecję. Zanin udałem się pod zapisany adres, pogoniłem wilczura dochodząc do wniosku, że taka wioska to raczej nie miejsce dla kogoś jego gabarytów i talentu do wpakowywania mnie w kłopoty. Zaczekałem jeszcze chwilę aż futrzak zniknął z mojego pola widzenia. Może zanim wrócę uda mu się na coś zapolować i nie będzie już na mnie taki cięty. Zakryłem strzelbę swoim plecakiem i udałem się przed siebie w poszukiwaniu domu. Nie trudno było mi go namierzyć, gdyż był spory, a z licznych okien biło jasne światło dając znać, że domownicy są jeszcze na nogach. Przytrzymałem się pod drzwiami mając pewne wątpliwości co do wiarygodności zamawiającego. Wolałbym, żeby mnie nie wkopał, w końcu moja działalność nie jest kontrolowana przez żaden rząd czy królestwo. Z drugiej strony dobrze widać, że ich stać na legalne bronie, a jednak ktoś musiał polecić mnie jako tego lepszego. Kiedy zrobiłem się już spokojniejszy zbliżyłem się do drzwi, ale zanim zdążyłem do nich zapukać, ktoś je już szeroko otworzył.
- O, pan Vinloy! Miło mi pana gościć - nieco starszy mężczyzna przywitał mnie lekkim uśmiechem.
- Ta, wzajemnie - odwróciłem wzrok nieco zażenowany iście przyjaznym nastawieniem - Ja z zamówieniem.
- Naturalnie, czekaliśmy na pana - ożywiony pokiwał głową i osunął się na bok, aby zrobić przejście - Zapraszam do środka.
Kiwnąłem głową i niepewnie wszedłem do środka rozglądając się przy tym uważnie. Skoro już zapraszają mnie do takiego mini królestwa mogę skorzystać i wzbogacić się o parę kosztowności. Jak przykro, że nie wiedzą jak lepkie potrafią być moje łapki. Postanowiłem przyjąć odpowiednią postawę, a dzięki temu może zaproponują mi więcej.
- Oto pańska strzelba myśliwska przeznaczona do polowań, głównie na kaczki. Tutaj jest kilka opakowań naboi zrobionych przeze mnie, aczkolwiek podobne, również dobre można zakupić w pobliżu - wyjaśniłem prostując się lekko i wyjąłem zza pleców cały opisany towar.
- Och, wyjątkowa robota - starzec cicho westchnął odwijając materiał po czym obserwując broń z każdej możliwej strony - Mam nadzieję, że działa równie dobrze?
- Naturalnie. Przeszła kontrolę bezpieczeństwa i skuteczności - a raczej dwa strzały w drzewo, dopowiedziałem w głowie chytrze unosząc kąciki ust.
- Świetnie. Zapłata jest przygotowana, aczkolwiek Pani Falguni pozwoliła mi doliczyć do tego nocleg wraz z wyżywieniem. Zechciałby pan zostać u nas na jedną noc w ramach podziękowania za dobrze wykonaną robotę? - zaproponował kamerdyner przewieszając sobie strzelbę przez ramię.
Chwilę się namyśliłem, ale zważając na pewnie nie byle jakie wyżywienie, nocleg oraz moje wcześniejsze zamiary kradzieży, nie miałem zbyt wiele wątpliwości.
- Jeżeli właściciel tej jakże dostojnej posiadłości nie ma nic przeciwko, bardzo chętnie - uśmiechnąłem się teatralnie chcąc stworzyć jak najlepsze wrażenie.
Drzwi do przedpokoju zostały otwarte, a za zapraszającym gestem mężczyzny wszedłem do środka. Dom w środku prezentował się jeszcze lepiej niż z zewnątrz. Po podłogach ciągnęły się długie miękkie dywany, na prawie każdej ścianie znajdował się jakiś obraz, a samo wnętrze było elegancko i bogato ozdobione. Starałem się nie zdradzać za bardzo swoim zamiarów, więc oderwałem wzrok od kosztowności i skupiłem się na słowach faceta.
- Dziękuję panu, że jednak zgodził się pan zostać. Musi pan poznać naszą panienkę, naprawdę niesamowita niewiasta. Jeżeli się zgodzi, może nawet pan zabawić kilka dni u nas - zaproponował prowadząc mnie prawdopodobnie do jadalni, w której miałem poznać tą ,,niesamowitą niewiastę”. Wspomniane przez niego kilka dni mogły być dla mnie dobrym pomysłem. Jak bardzo uda mi się wzbogacić po kilku dniach w tym pałacyku? - Panie Vinloy, oto nasza panienka - dodał, gdy przekroczyliśmy próg jadalni.
Młoda dziewczyna odwróciła się w moją stronę, a gdy ujrzałem jej twarz nieco mnie zamurowało. Otworzyłem szerzej oczy orientując się, że to właśnie z jej konia mój wilk postanowił zrobić sobie kolację. Byłem już prawie pewien, że w tym oto momencie zostanę wydalony, a z mojej zapłaty będą nici. W takim przypadku musiałem odpowiednio zagrać. Zanim jasnowłosa zdążyła otworzyć usta, zbliżyłem się i ujmując jej rękę zbliżyłem do nich usta. Zanim złożyłem pocałunek na wierzchniej stronie jej dłoni, spojrzałem jej w oczy i cicho szepnąłem.
- Jeżeli coś piśniesz to zapewniam, że wilk zaatakuje znowu, a wtedy nie powstrzyma go nawet moja strzelba jak i nie zadowoli go tylko twój koń - szepnąłem po czym musnąłem wargami jej skórę i wyprostowałem się.
Co do wilka mówiłem zupełną prawdę. Zwierzę było przecież bardzo głodne, gdyż nie jadło możliwe od kilku dni usiłując znaleźć sobie odpowiednią ofiarę. To nie tak, że nie potrafił polować. On po prostu był na tyle wybredny, że za króliki czy małe sarny nawet nie chciał się zabierać. Co do jego wytrzymałości też nie było wątpliwości. Przekonałem się o tym, kiedy pierwszy raz go ujrzałem sprzedając mu kilka kulek, którymi niezbyt się przejął szybko pozbywając się ich przy pomocy zębów. Rozejrzałem się po stole zauważając wszystkie ładnie pachnące i wyglądające potrawy po czym spojrzałem na dziewczynę uśmiechając się fałszywie. Jakby mogła mnie teraz nie zaprosić do stołu?
Devi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz