Gdy wyciągnęłam strzałę z tego skrzydła, myślałam, że zwymiotuję. Ale jemu potrzebna była pomoc, także starałam się, aby moje myśli krążyły wokół wszystkiego innego, byleby nie na tym, co teraz robię. Tenge opatrzyła przebite skrzydło, po czym obie nas przedstawiła nowo poznanemu. Po chwili ciszy, przez którą słychać było tylko szumy liści i hałasy ptaków z oddali, Tenge odwróciła się bardziej w moją stronę.
- Czyli tu też mieli zwiadowców z gildii... - powiedziała nieco zdenerwowana. Nie dziwię się jej, też mnie już zaczęły denerwować te ataki.- Ale ci nie mogą być z tej samej grupy, skoro jak widać od razu zabili nawet innych ludzi.- wskazała głową na ciała leżące w oddali. Reii w tym czasie przyleciała i gdy usadowiła się na ramieniu Tenge, zrobiła sobie pelerynkę z włosów przyjaciółki. Ja nadal nie mogłam się ogarnąć po zaistniałej sytuacji, więc nawet zapomniałam podziękować krukowi za ocalenie nam życia. Nawet zapomniałam o tym, że zgłodniałam, a to już była na prawdę niecodzienna sytuacja, że zapomniałam o drugiej najważniejszej rzeczy w życiu.
- Ej, ale może się stąd lepiej zmywajmy... Zanim ten gościu powstanie...- wskazałam kciukiem na tego, który chwilę temu ustrzelił Isariona.
- Hmm... Czekaj chwilę, rzucę tylko szybko okiem na jego naramiennik, na pewno ma tam znak (...)- reszty nie zrozumiałam, bo Tenge już pognała w stronę gościa, kóry jeszcze przed chwilą miał zamiar nas pozabijać. Ja zmarszczyłam tylko brwi, no i pot mnie znowu oblał. Chwilę poczekałam, no bo nie będę się kurde odwracać plecami, jakby coś się miało stać. Gorzej, jakby nas od tylca zaatakowali, to już by było pozamiatane... Na myśl o tym włosy stanęły mi dęba. No i w końcu mój żołądek przypomninał o swoim istnieniu donośnie wołając o pomstę do kucharza, na co się tylko skrzywiłam. Gdy ujrzałam, jak Tenge już wraca, podeszłam do Isariona, który zamyślony w swoim wymiarze siedział parę metrów dalej. Dziwiłam się, że jeszcze nie odszedł gdzieś do siebie, albo coś w tym stylu. Ale wygądał na zestresowanego, bo siedział zgięty w pół, jakby bolał go jeszcze brzuch. Może też zgłodniał od tego wszystkiego? A może się zgubił i go przy okazji próbowali upolować? Ogólnie to jestem dosyć słaba w odgadywaniu ras, ale u niego to już chyba odrzuciłam połowę dla mnie znanych możliwości rasowych, ale to nie ważne.
- Hej, Isarion, słuchaj, ty sobie poradzisz z powrotem do domu?- podrapałam się po szyi, chyba uchwyciła się mnie jakaś cholerna pchła. Przykucnęłam przy plecaku, by zawiązać supeł. - Bo wiesz, stąd to wypadałoby się już oddalać moim zdaniem. Ja i Tenge idziemy w stronę lasu Duhaki, ale tak czy siak się chyba po drodze zatrzymamy, bo jestem już tak cholernie głodna... -w tym momencie już połowicznie zwróciłam się do Tenge, która dołączyła do naszego kółeczka naradzeniowego. Tak szczerze, to miałam cichą nadzieję, że chociaż ona ma coś przy sobie do wszamania, albo chociaż zna miejsce, gdzie jakiś przystojny piekarz... znaczy się, miejsce, gdzie można zjeść jakieś normalne jedzenie. - ...Tak w ogóle, to wszystko w porządku? - zwróciłam się tutaj znowu do Isariona, no bo powiedzmy sobie szczerze- nie wyglądał najlepiej, ale to najprawdopodobniej przez to jego biedne skrzydełko... Chyba mi ślinka cieknie na myśl o skrzydełkach z kurczaka.
<Isarion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz