niedziela, 27 stycznia 2019

Od Aerandira do Reece - W poszukiwaniu szczęścia

Po skończonej pracy zacząłem wracać do domu. Wieczór był dość ciepły jak na tę porę roku, słońce powoli chowało się za horyzontem, a ludzie zamiast wracać do swoich domów, oni wychodzili na zewnątrz. Wsadziłem ręce do kieszeni, zwiesiłem głowę w dół i udając, że nikogo nie widzę, przeszedłem na drugą stronę, gdzie było mniej ludzi. Powozy ciągnące przez konie musiały się raptownie zatrzymywać. Słyszałem w moim kierunku wiele wyzwisk, ale ja dalej udawałem, że jestem sam na tym świecie. Dopiero gdy znalazłem się po drugiej stronie, wszedłem w uliczkę, by całkowicie odciąć się od ludzi.
~ Szukasz problemów? ~ usłyszałem głos w głowie, na co wzruszyłem ramionami.
- Po prostu tam jest za dużo ludzi - stwierdziłem idąc przed siebie. Wyszedłem z uliczki na inną ulicą wiedząc, że wydłużyłem sobie drogę do domu. Z obojętną miną ruszyłem w odpowiednim kierunku, ale istot było nadal dla mnie za dużo. Najpierw masa ludzi i osób w pracy, a teraz po niej, gdy powinno się w tym czasie relaksować. Znowu skręciłem w uliczkę, mając nadzieję, że nie pomylę dróg, gdy na drodze stanęło mi trzech mężczyzn.
- Oddawaj pieniądze - powiedzieli. Stanąłem i zadarłem głowę do góry. Słabe światło ostatnich promieni słonecznych oświetliło ich brzydkie wykrzywione twarze i dłonie, w których trzymali drewnianą broń. - Nie słyszałeś? Oddawaj pieniądze - westchnąłem. Miałem ochotę znaleźć się w swoich czterech ścianach, zamknąć się na klucz i odłączyć od świata, niestety jakieś przybłędy ubzdurały sobie, że oddam im swoje monety. Nic bardziej mylnego. Stałem w miejscu i czekałem, aż wykonają ruch. Aby pospieszyć ich ruchy, wzruszyłem ramionami.
- Głuchy jesteś?! - jeden z nich podszedł do mnie i gdy chciał mnie złapać za kołnierz, został odepchnięty do tyłu.
- Jeszcze się stawia - odezwał się drugi. Podniósł drewnianą pałkę i zamachnął się nią w moim kierunku, ona jednak odbiła się od niewidzialnej bariery i uderzyła w głowę swego pana. Nie czekając na tego trzeciego, ruszyłem przed siebie. Nie widziałem, co zrobił, ale usłyszałem łomot. Wtedy wyszedłem z zaułku i wkroczyłem na piaskową dróżkę. Spojrzałem przed siebie, przede mną rozciągał się las, a za mną królestwo, w którym miałem swój dom i do którego miałem iść. Plany szlak trafił przez te skracanie drogi. Po parę razy rzuciłem okiem na las i na budynki, aż w końcu spojrzałem w niebo. Tak bardzo mnie kusiło, by pooglądać gwiazdy, ale w zacisznym miejscu, pozbawionym żywych istot. W tym celu odwróciłem się do natury i poszedłem do lasu. Tak nie zwracając uwagi na kierunek, drogę czy ile się oddalam od cywilizacji, szukałem odpowiedniego drzewa, z masą grubych gałęzi. Gdy takowe znalazłem po jakimś czasie, wspiąłem się na nie, aż na sam czubek. Usiadłem wygodnie i parzyłem w gwiazdy, mając przed sobą rozciągający się las, a gdzieś tam w oddali światło ogniska. Zadarłem głowę do góry i rozmyślałem.
Nie mam pojęcia, ile czasu tu spędziłem, straciłem rachubę czasu, aż ziewnąłem. To dało mi znać, że powinienem iść spać. Zacząłem schodzić z drzewa, jednak to zawsze jest trudniejsze od wchodzenia. Noga mi się powinęła i puściłem gałąź, lecąc na ziemie. W ostatniej chwili niewidzialna postać mnie złapała i odstawiła na ziemię.
- Dzięki - szepnąłem.
~ Uważaj lepiej ~ odezwała się w mojej głowie, na co skinąłem głową. Zacząłem wracać, obrałem jakiś kierunek, ale... nie miałem pojęcia gdzie idę. Podczas mojego błądzenia, zauważyłem jakąś postać. Księżyc słabo oświetlał sylwetkę, widziałam tylko parę błyszczących się złotych oczu. Nie miałem nic do stracenia.
- Przepraszam - odezwałem się. - Zgubiłem się, czy możesz mnie wyprowadzić z lasu? Najlepiej do Królestwa Du'Courteu.

<Reece? c;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...