czwartek, 31 stycznia 2019

Od Miry do Isariona - Piękne zachody słońca/ Całkiem inny dzień

Wystraszone ptaki okazały się być tylko fałszywym alarmem. Uff... całe szczęście. Jednak ta ulgowa sielanka nie trwała długo. Bowiem chwilę po tym po całym lesie rozległ się krzyk. Później za nim kolejne, które usłyszałyśmy razem z Tenge. Serce zabiło mi szybciej, bo te dźwięki były przerażające, jakby ktoś obdzierał kogoś ze skóry. Przyjaciółka oczywiście ani chwili nie czekała, tylko natychmiast ruszyła w stronę krzyków, co spowodowao, że serce podskoczyło mi do gardła.
- Tenge!?! Czyś ty zwariowała?!??! - złapałam się za głowę patrząc przerażona, jak znika za jednym z drzew. Spanikowałam, bo krzyki rozchodziły się echem po całym lesie. Nie wiem, czy potrzebowała jakichś informacji o krzykach, które rozlegały się na terenie tego lasu, czy o co chodzi... Rozglądnęłam się jak najszybciej wokoło, szukając jakiejkolwiek kryjówki, ale do kitu to było, bo za chiny nie znam tego terenu, a wszędzie dookoła drzewa. Drzewa w lesie, no kto by się spodziewał.
-Japiernicze japiernicze japiernicze- powtarzałam szeptem, gdy dogoniłam Tenge. Ta po chwili skryła się za kłującym krzaczorem, po czym pociągnęła mnie za sobą w dół. Po krzykach nie było śladu. Ja natomiast patrzyłam wielkimi oczami na towarzyszkę, a po chwili gały rozszerzyły mi się jeszcze bardziej, gdy popatrzyłam w tę samą stronę, co ona.
Otórz jakiś facet, który był nieco podobny do jednego ze strażników, którzy w nas strzelali, stał i wykrzykiwał jakieś słowa. Nie dość, że były przeplatane obelgami, to jeszcze były skierowane w stronę jakiegoś człowieka, który spokojnie sobie stał na czubku pagórka. Zobaczyłam, że ten zdenerwowany gościu własnie upuszcza jakąś ciężką broń, która cała była pokryta czerwoną mazią. Ostrym końcem wylądowała w brzuchu jakiegoś martwego człowieka, który leżał w nienaturalnie wygiętej pozie. Ktoś mógby to uznać za idealny przykład figury serpentinata, ale mnie się od tego zachciało tylko wymiotować. Już wolałam na to nawet nie patrzeć, mimo, że tak bardzo mimowolnie ciągło mi do tego wzrok.
Przez chwilę też przyglądałam się postaci stojącej przed zabójcą. To definitywnie nie był człowiek, miał przecież skrzydła jak jakiś gigantyczny nietoperz... No i jakąś podartą spódnicę... Kurde, szkoda, że zgubiłam tamte spodnie, bo może bym mu podrzuciła, żeby sobie zabrał na zmianę...
Jako, że słońce lekko już chyliło się ku zachodowi, to cała panująca sceneria nabrała bardziej masakrycznego wyglądu. Włosy przeciwników powiewały na wietrze, no i ta szata, a ja po prostu modliłam się w myślach, żeby nas nie zauważyli. Miałam jednak ochotę zabrać sobie kukurydzę i oglądać całe to przedstawienie... gdyby odbywało się w teatrze. Mężczyzna pochwycił kuszę w dłonie, po czym bez ostrzeżenia wystrzelił strzałę w stronę tego skrzydlastego w majestatycznej kiecce.
Nagle, ja z pokerową twarzą, Tenge ze zdziwioną miną, byyśmy świadkami, jak skrzydlasty nie dość, że się teleportnął i uniknął strzały, to jeszcze chyba zabił tego, który jego chciał zabić... Ej, właściwie, to nie mam zielonego pojęcia, co tu się odpączkowało, ale natychmiast złapałam Tenge za ramię i zaczęłam nią potrząsać.
- Ej chodźmy Tenge błagam Cię, jasny gwint, jak on nas zauważy, omatko, ej błagam cie...- szeptałam do przyjaciółki w tempie, którego żaden raper by się nie powstydził.
-  Przecież dla... - towarzyszka chciała coś powiedzieć, ale odjęło jej mowę odjęło mowę, z resztą mnie też, i mnie aż ciary przeszły. Nieznajomy, przed którym właśnie padł ten facet, który próbował go zabić, odwrócił głowę w naszą stronę.
"W MORDE JEŻA ON NAS ZABIJE. ON. NAS. ZABIJE."- zsunęłam się niżej za kszak, niczym spocony ninja. "Tenge, dziękuję ci za te godziny przyjaźni..." -w myślach panikowałam i spisywałam już testament.
-Ała!- wydobyłam z siebie szeptany okrzyk bólu, ponieważ ukłułam się kolcem w zadek.

<Isarion?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...