piątek, 25 stycznia 2019

Od Searila Do Yennefer - Nauka latania i zaufania...

Kobieta nie miała najwyraźniej poczucia humoru, bo mogłaby chociażby wyśmiać moje teksty. Przyznaję, że momentami są naprawdę beznadziejnie ale otwarcie mi o tym mówią. Istota zachowywała się okropnie formalnie, bez serca. Nie chcąc więc dłużej się męczyć, odszedłem tak jak chciała. Kiedy zniknęła mi z oczu mój uśmiech zastąpiła zrzędnięta mina. Łaziłem po lesie prawdę mówiąc bez celu. Miałem mocne wrażenie, że się rozmijałem z bandytami, których chciałem osobiście dorwać. Wspiąłem się na powrót na drzewo wylegując się na jednej z grubszych gałęzi. Gapiłem się przed siebie aż mimowolnie zasnąłem. Z braku laku było to zdecydowanie lepsze niż miałbym odwalić coś głupiego. A mogłem, sam nie wiem co ale mógłbym. Kiedy się zbudziłem z zdziwieniem odkryłem, że słońce schyla się już ku horyzontowi. Przymrużyłem oczy szybko kalkulując swoją pozycję.
-Wypadałoby już wrócić chyba - mruknąłem sam do siebie.
Ze swojego plecaka podróżnika wziąłem wodę i troszkę jedzenia, żeby mieć siłę wrócić do wioski. Sprawdziłem czy wszystko jest na swoim miejscu i udałem się w drogę powrotną. Nie zważałem na to, że jest noc i teoretycznie powinienem bacznie obserwować otoczenie. Szczerze miałem to gdzieś, nie oglądałem się wokół siebie. Ba, szedłem niczym te dumne dzieciaki co się niczego nie boją. Moją sielankę przerwały odgłosy walki. Udałem się w ich stronę odkrywając, że 3 mężczyzn już leży na ziemi, a 4 stoi nad postacią kobiety - mojej Yennefer. Jest, jest! Szansa z nieba! Zostanę bohaterem. Dobyłem swojego wspaniałego oręża i pewnym ruchem wbiłem ostrze w plecy, przeszywając ofiarę na wylot. To był tylko moment. Z zadowolonym uśmieszkiem rzuciłem ciało obok, a swój miecz wyczyściłem od krwi.
-Aniołek wplątał się w tarapaty? - nie ukrywam, że sprawiło mi to frajde.
-Nie prosiłam cię o pomoc - syknęła na co ja jedynie uniosłem lekceważąco brwi. - Na co się tak gapisz? - tym razem to ona uniosła brew.
Brawo, myślałem już, że te ostrą minę ma zawsze. Uniosłem ręce do góry w geście poddańczym wycofując się do tyłu.
-Skoro panienka nie chce mojej pomocy. Tylko… - zrobiłem krótką przerwę dla pewności rzucając 3 shurikeny w stronę pozostałych już truposzów. Faktycznie, tylko ich ogłuszyła.
-... teraz musisz sprzątnąć 4 ciała, żeby czasem nie zatruły swoim zapachem tego lasu. No i dojść do siebie, bo nieźle cię skatowali - zmierzyłem jej sylwetkę z dość nieodgadnionym wyrazem.
-Poradzę sobie i czuję się świetnie - rzuciła siląc się na samodzielne wstanie. Szło jej to mizernie, ale skoro twierdziła, że da radę to da radę. - Widzisz? -wycedziła przez zęby ukrywając ból. Lekko zgięta w pół ale stała.
-Widzę - przytaknąłem mało usatysfakcjonowany jej samodzielnością. - To teraz zajmij się nimi - kopnąłem lekko pierwszego lepszego.
Yennefer spojrzała na mnie ostro, a ja tylko swoją gestukulacją ją zachęcałem do tego czynu. Naprawdę nie miałbym za złe tego, jakby jednak poprosiła. To żadna ujma na honorze. Sam miałem delikatny problem z dwoma, bo dół musiał być odpowiedni i takie tam. Nie uczą mnie wiedzy teoretycznej w tej dziedzinie, a jednak mam tego świadomość. Kobieta również z pewnością taką świadomość ma.
-A gdzie twoje urocze ptaszysko?- spytałem jak gdyby nigdy nic. -Stęskniłem się za nim, może za ciebie wyrzuci tych zbirów? Niezłe ziółka z nich - zmarszczyłem brwi oglądając dziwne znaki. -Widywałem ładniejsze - skwitowałem.

<Yennefer? Nic na siłę XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...