czwartek, 17 stycznia 2019

Od Lucy -Porażka dołuje, doświadczenie wzmacnia...

Siedziałam na parapecie jednego z domostw i obserwowałam okolicę. Najbardziej przyglądałam się stoisku złotnika — to jego towary miały niedługo paść moim łupem. Od trzech godzin przypatrywałam się i wyglądałam okazji, jednak starszy mężczyzna pilnował swoich kosztowności jak matka broniąca swojego malutkiego dziecka, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że o wiele bardziej. Wtedy do jego stoiska podeszła kobieta w średnim wieku, z nienaganną fryzurą i w pięknych ciemnozielonych szatach. Podeszła i zaczęła przeglądać piękne naszyjniki oraz bransoletki, a straszy mężczyzna, ją kokietował, aby kupiła ich jak najwięcej i jak najdroższe z nich. Był tak zajęty przypodobaniem się kobiecie, że przestał pilnować kosztowności znajdujących się z tyłu stoiska.
To była moja szansa. Moja chwila. Poderwałam się od ziemi i podleciałam w kierunku mojego łupu, chwyciłam w swoje szpony najwięcej biżuterii, jak się dało i poderwałam się do lotu. Obejrzałam się za siebie, głupi złotnik nawet niczego nie zauważył. „Jacy niektórzy ludzie są nierozgarnięci” - zaśmiałam się w myślach.
Wtedy poczułam, że coś na mnie spadło i zaczyna przyciągać mnie do ziemi. Z przerażaniem zaczęłam się miotać, aby się uwolnić, lecz na nic się to zdało. Im bardziej próbowałam się wydostać z pułapki, tym bardziej ona się na mnie zaciskała. Po chwili leżałam już bezwładnie na ziemi zawinięta w rzuconą na mnie siatkę.
- Kogo my tu mamy… - usłyszałam szyderczy głos. Ujrzałam przede mną wysokie buty, będące częścią ubioru strażników. „Już po mnie…” – pomyślałam. Jeszcze nigdy nie zostałam złapana przez strażników ani właścicieli stoisk, które okradałam. Zawsze udawało mi się im jakoś umknąć niespostrzeżenie, lecz nie tym razem...
Strażnik przycisnął mnie mocno do ziemi. Tak mocno, że prawie nie mogłam oddychać i wyjął z moich szponów ukradzioną biżuterię. Po chwili chwycił mnie w ręce i ścisnął najmocniej, jak się dało, abym nie mogła się uwolnić i uciec. Na miejscu zdarzenia zdążył już się pojawić ogromny tłum spragnionych jakiejś rozrywki gapiów.
- Wiem, że jesteś jednym z tych zapchlonych, cholernych zmiennokształtnych, przemień się w człowieka! – Zażądał. Nie spełniłam jego polecenia. Nie jestem marionetką, aby mógł mi rozkazywać jakiś głupi, tępy strażnik.
- A więc nie chcesz? – zapytał z szyderczym uśmiechem. Wyszczerzył się przy tym tak, że ujrzałam jego wszystkie czarne, dziurawe i obrzydliwe zęby.
W tym momencie usłyszałam świst puszczonej strzały. Strażnik momentalnie wybałuszył oczy i krzyknął przeraźliwie z bólu. Jednocześnie zwolnił swój uścisk na tyle, że udało mi się wydostać. Poderwałam się do lotu i uciekłam z miejsca zdarzenia najszybciej, jak się dało.
Kiedy wydawało mi się, że odleciałam już wystarczająco daleko, wylądowałam w jednej z opustoszałych uliczek i zamieniłam się w swoją ludzką postać. Pochyliłam się i położyłam ręce na kolanach. Próbowałam wyrównać swój niespokojny oddech i bijące jak oszalałe w piersi serce.
Nagle usłyszałam czyiś głos i odwróciłam się gwałtownie:
- Może wypadałoby podziękować za uratowanie tyłka?


<Ktoś? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...