Straciłam przytomność, kolejny raz. Ciekawa byłam ile razy jeszcze mi się to zdarzy. Miałam nadzieję, że już nigdy, bo to nie jest zajebiste uczucie. Gorsze już jest chyba umieranie a później doradzanie się z popiołów. Wiem coś o tym, to naprawdę nie jest przyjemne. Powoli zaczynałam odzyskiwać świadomość razem ze wschodem słońca. I oczywiście zaczęło się od cholernego bólu nogi. Myślałam, że zaraz wstanę, wezmę coś ostrego i ją najzwyczajniej w świecie sobie utnę. Ale jak na razie nie byłam w stanie nawet otworzyć oczu. Dopiero po próbie numer sama nie pamiętam udało mi się. Pierwsze co zobaczyłam to małe, gasnące już ognisko. Później dostrzegłam sówke.
- Lucy… - sama zdziwiłam się jak bardzo mam słaby głos.
Dziewczyna jak na komendę zerwała się ze swojego miejsca i zbliżyła się do mnie.
- Ignis, wszystko dobrze? Jak się czujesz? - widziałam po niej, że się o mnie martwi.
Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam ciepło wewnątrz siebie, nie związane z moją rasą. Te głupie dwa pytania wywołałyby u mnie uśmiech gdyby nie ta pieprzona rana i osłabienie.
- Pomijając nogę to czuję się zajebiście - odpowiedziałam jej.
Dziewczyna od razu przystąpiła do sprawdzenia stanu mojej rany. Udało mi się na chwilę podnieść na tyle, aby zobaczyć jak bardzo źle ze mną jest. A było tragicznie. Pomijając widok świeżej krwi, spływającej po mojej skórze, mogłam też popatrzeć na ropę, której było coraz więcej. Nie był to dobry znak, szczególnie pamiętając, że nie byłam w zbyt sterylnych warunkach.
- Będzie dobrze tylko pójdę do jakiegoś miasta… - zaczęła towarzyszka.
Spojrzałam na nią. W jej oczach widziałam cień strachu. Westchnęłam i zaczęłam się zastanawiać jak najdelikatniej jej powiedzieć, że ta podróż jest bez sensu i prościej będzie, kiedy mnie najzwyczajniej w świecie zabije.
-Nie marnuj na mnie energii sówko - powiedziałam po długim czasie.
- O czym ty mówisz… Ignis jesteś ranna i potrzebujesz pomocy - zaczęła mnie przekonywać, a przynajmniej próbowała.
- Nie marnuj energii, po co masz się wybierać na poszukiwania i narażać się na niebezpieczeństwo, skoro i tak pewnie umrę nim ty wrócisz.
- Co ty…
- Po prostu chwyć za nóż i mnie zabij - przerwałam jej nim ta cokolwiek zdążyła powiedzieć.
Moja wypowiedzieć spowodowała, że zmiennokształtna zamilkła i zaczęła się we mnie wpatrywać z niedowierzaniem.
<Lucy? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz