środa, 23 stycznia 2019

Od Kirana - Poszukując celu

Od trzech lat wędrowałem bez celu po całym świecie. Kiedy zostałem wyrzucony z mojej ostatniej „rodziny” stwierdziłem, że kolejni mnie nie przyjmą więc wyruszyłem w wieczną podróż. Miałem nadzieję, że odnajdę miejsce, w którym będę mógł się osiedlić. Ale nigdzie takiego nie było, nigdzie nie pasowałem. Byłem… dziwadłem. Przez całe życie myślałem, że jestem człowiekiem a tu nagle się okazuje, że jestem kimś innym. Mieszańcem. Jakoś mi to bardzo nie przeszkadzało, ale chciałem wiedzieć o sobie coś więcej. Dlatego szukałem po wioskach. Byłem wszędzie, dosłownie, ale nigdzie nie znalazłem nawet najmniejszej wzmianki o moich rodzicach. Nawet informacji, czy żyją. Z takimi przemyśleniami podróżowałem od wioski do wioski w deszczu. Od kilku dni na zewnątrz panowała ulewa, a ja nie miałem się gdzie za bardzo schować. Moje włosy, ubrania i buty były nasiąknięte wodą. Nie przeszkadzałoby mi to gdyby nie fakt, że nigdzie nie mogłem zdobyć jakiegokolwiek jedzenia. Wszędzie, gdzie udało mi się trafić na miejsce zasiedlone przez inne rasy, wszelkiego rodzaju stragany i karczmy były pozamykane, przez szalejącą nawałnice. Czasem widziałem jak matki, stojące w drzwiach swoich domów, wołają swoje pociechy, bawiące się na dworze, aby się nie pochorowały. Widząc takie scenki przypominało mi się moje dzieciństwo, a raczej wyobrażałem sobie, jakby mogło wyglądać, gdyby to rodzice mnie nie porzucili. O dziwno, nie czułem do nich żadnego urazu czy pretensji. Nie zamierzałem ich nigdy oceniać, dopóki nie poznałbym całej sytuacji, jaką wtedy mieli. Może mieli słabą sytuację finansową? Może musieli uciekać przed kimś? A może po prostu nie żyją. Takie myśli często zaprzątały mi głowę, kiedy próbowałem zasypiać.
- Ech – westchnąłem, opuszczając kolejną wioskę.
To był czwarty dzień bez jedzenia. Gdybym spotkał na swojej drodze jakieś zwierzę, to może bym je upolował, ale one również poukrywały się przed deszczem. Nie mając wyjścia, szedłem dalej w akompaniamencie burczącego brzucha. Uważnie rozglądałem się po otoczeniu, z nadzieja, że może znajdę chociażby jakąś jadalną roślinę. Mijałem wysokie trawy i rzadko rosnące wśród nich drzewa. Czasem nawet mogłem zobaczyć przepiękne kwiaty, ale nigdzie nic pożywnego dla mnie. Powoli zaczynałem się godzić z myślą, że prawdopodobnie jak nie znajdę jakiegoś lasu, to sobie nie poradzę. Siły zaczęły mnie powoli opuszczać, ale musiałem iść dalej. Chociażby po to aby znaleźć jakieś w miarę suche miejsce na odpoczynek. Po kilkunastu minutach marszu, niedaleko mnie pojawiło się drzewo na tyle duże, że pod nim było względnie sucho. Ponieważ powoli zaczynało się ściemniać, wszedłem pod jego gałęzie i usiadłem na ziemi, opierając się o jego pień. Nawet nie próbowałem rozpalać ogniska, bo wiedziałem, że nic to nie da. Tylko zamknąłem oczy, zapadając w czujny sen.
Obudziłem się razem ze wschodem słońca. A przynajmniej mi się wydawało, że słońce dopiero się zaczęło pojawiać na niebie, bo przez chmury nie wiele go docierało do mnie. Wstałem, pomimo już silnego bólu brzucha i jego głośnego domagania się o jakiekolwiek pożywienie. Po południu dotarłem do kolejnej wioski, większej niż pozostałe, które od jakiegoś czasu spotykałem na swojej drodze. Lecz tu też, wszystko było pozamykane. Już chciałem odchodzić, kiedy drzwi jednego z budynków się otworzyły.
- Ej, chłopcze, wchodź do środka bo się pochorujesz! – powiedział do mnie starszy mężczyzna z brodą, trochę otyły.
Nie musiał zachęcać mnie jeszcze raz, od razu skorzystałem z okazji. Minąłem mężczyznę w drzwiach i wszedłem do ciepłego budynku, który okazał się być karczmą.
- Siadaj przy kominku, chcesz cos do jedzenia? – spojrzał na mnie.
Kiwnąłem tylko głową na tak, a jak zapytał co, to wzruszyłem ramionami. Kiedy mężczyzna odszedł, zająłem miejsce przy wolnym stoliku, będący blisko kominka i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Ściany jak i podłoga były wykonane z drewna. Poza mną, mężczyzną i jego pomocnicą w karczmie było jeszcze kilku klientów, ale wolałem przyglądać się obrazom, wiszącym na ścianach, oraz trofeach myśliwskich. Przez długi czas patrzyłem się w namalowany krajobraz, przedstawiający las, kiedy moją uwagę przykuła jedna rzecz. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nad kominkiem wisi przepiękne jelenie poroże. Kiedy na nie patrzyłem, czułem dziwne kłucie w sercu. Nie bolało bardzo, ale nie wiedziałem o co chodzi ani co się dzieje. Byłem zdezorientowany, ale nie mogłem oderwać oczu od tego trofeum. Z mojego letargu wyciągnął mnie dopiero ten sam mężczyzna, który zaprosił mnie do środka. Podał mi talerz z ciepłym jedzeniem. Kiwnąłem mu aby mu podziękować i zabrałem się za spożycie mojego posiłku. Musiałem jeść powoli, nie chciałem go w końcu zwrócić. Kiedy skończyłem, dostałem jeszcze coś ciepłego do wypicia. Po powąchaniu napoju i upewnieniu się, że nie jest to alkohol, dosyć szybko opróżniłem naczynie. Czułem, jak przyjemna fala ciepła rozlewa się po moim ciele, ogrzewając mnie od środka. Nareszcie od wielu dni, mogłem spokojnie odpocząć. Z kieszeni wyciągnąłem monety i podszedłem do baru aby zapłacić. Później, po namowach jak się okazało, właściciela, wróciłam na swoje miejsce, aby jeszcze chwilę móc zakosztować rozkosznego uczucia, jakim była temperatura koło ceglanego kominka. Kiedy tak siedziałem i rozmyślałem nad całym moim dniem, usłyszałem obce kroki, rozlegające się za mną. Ktoś obcy za mną stał.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...