poniedziałek, 21 stycznia 2019

Od Lucy do Ignis - Porażka dołuje, doświadczenie wzmacnia...

Kiedy Ignis wylała na moją ranę jakąś dziwną substancję, poczułam po chwili lekkie pieczenie. Ten ból to było jednak nic, w porównaniu do tego, kiedy dziewczyna wyjęła mi strzałę z ramienia. Jednak po krótkim czasie pieczenie ustało. Odchyliłam swoją głowę do tyłu, najbardziej jak umiałam, aby zobaczyć czy rana jest bardzo głęboka. Jednak to, co ujrzałam, wprawiło mnie w ogromne zdumienie. Oszołomiona nie potrafiłam oderwać wzorku i patrzyłam jak zahipnotyzowana na to, co dzieje się właśnie z moją raną. Krew powoli krzepła, a dziura w ramieniu zasklepiała się, zostawiając na końcu jedynie lekką bliznę. To wszystko trwało może kilkanaście sekund. Kiedy po ranie nie zostało praktycznie ani śladu spojrzałam na rudowłosą zdezorientowanym wzrokiem.
- Jak… jak to zrobiłaś? – Moje pytanie zawisło w powietrzu. Po chwili jednak sama zrozumiałam, czym była ta substancja. Mój ociec często mi o tym opowiadał. Łzy feniksa… mikstura tak rzadka, tak trudna do zdobycia, że niektórzy twierdzili, że jest ona jedynie legendą. Pozwalała uzdrowić każdą, nawet najgłębszą ranę. Lecz skąd Ignis mogła ją mieć? Musiało to przecież kosztować fortunę.
- Nie powinno Cię to obchodzić – odburknęła dziewczyna, odpowiadając wreszcie na zadane pytanie. – Powinnaś się cieszyć, że żyjesz i już nie krwawisz, a nie zadajesz cały czas durne pytania.
Czułam jej gniew i zdenerwowanie, one były najbardziej widoczne, ale gdzieś tam krył się również strach, mimo że był głęboko ukryty pod innymi emocjami. Bałam się, że znowu mogę ją w jakiś sposób zdenerwować, więc postanowiłam, że na razie nie będę się odzywać, mimo że miałam w głowie pełno pytań bez odpowiedzi. Przede wszystkim, skąd się wziął do cholery ten gigantyczny, rozjuszony smok? Przecież nie pojawiają się one, ot tak nagle w lesie, bez powodu i z tego, co mi wiadomo rzadko atakują innych.
Po paru minutach ciszy, kiedy odgłosy na zewnątrz ucichły Ignis wstała i wzięła się za przygotowywanie ogniska. Miałam zamiar jej pomóc, ale bałam się, że znowu jej w jakiś sposób podpadnę i zdenerwuję. Zaczęłam, więc rozglądać się po jaskini. Była ona wysoka, na co najmniej siedem metrów. Miała dosyć strome ściany, zwężające się przy górze, aż do otworu, przez który do niej wskoczyłyśmy. Na dole za to wydawało się, że jaskinia jest dosyć rozległa. Nie widziałam jednak wiele, bo światło, które tutaj docierało było bardzo słabe. Zamieniłam się, więc w sowę, aby ujrzeć trochę więcej. Obleciałam całą dookoła i znalazłam coś interesującego. W jednym z dalszych rogów znajdował się dosyć wąski tunel, który był lekko nachylony w górę. Mimo wszystko był jednak na tyle szeroki, aby mógł tam wejść dorosły człowiek normalnych rozmiarów. Ciekawe, dokąd prowadzi... Być może jest to jakaś droga prowadząca na zewnątrz. W takim wypadku miałybyśmy dwa wyjścia z jaskini. Ja mogłam wylecieć górą, ale Ignis… Tak, w sumie nawet nie wiedziałam, kim jest rudowłosa i czy ma jakieś szczególne zdolności. Podejrzewałam jednak, że jest ona zwykłym człowiekiem, a w takim razie jedynym wyjściem dla niej była albo wspinaczka po stromych ścianach, która była trochę niebezpieczną opcją albo tajemniczy tunel.
Zamieniłam się z powrotem w człowieka i podeszłam, do dziewczyny, która właśnie rozpaliła ognisko i rozsiadła się wygodnie na ziemi, ogrzewając się przy niewielkim płomieniu. Ja uczyniłam to samo, gdyż zapadał już zmierzch i temperatura w jaskini dosyć mocno spadła.
- Udało mi się znaleźć coś ciekawego – powiedziałam po jakimś czasie cicho.

<Ignis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...