czwartek, 24 stycznia 2019

Od Lucy do Ignis - Porażka dołuje, doświadczenie wzmacnia...

Wstałam wczesnym rankiem, obudzona przez poranne promienie słońca. Ujrzałam, że obok śpiącej jeszcze Ignis leży jakiś otwarty zeszyt. Na widocznej stronie widniał jakiś rysunek. Podeszłam trochę bliżej, aby mu się lepiej przyjrzeć. Obrazek przedstawiał bardzo pięknie narysowaną płomykówkę, wyglądała prawie jak prawdziwa. Uśmiechnęłam się lekko. Ignis bez wątpienia miała ogromny talent do rysowania. Korciło mnie, aby obejrzeć również inne rysunki, lecz nie chciałam być wścibska. Może moja towarzyszka kiedyś sama mi je pokaże.
Kiedy zauważyłam, że rudowłosa się obudziła, od razu zapytałam o stan jej nogi. Na szczęście rana wyglądała o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Mimo wszystko nadal musiałyśmy tutaj zostać jakiś czas, dopóki wystarczająco się nie wyleczy.
Cały dzień Ignis rysowała coś w swoim notesie, a ja w tym czasie zwiedzałam okolice. Na całe szczęście strażnicy z wioski odpuścili sobie szukanie nas, gdyż nie było ich widać nigdzie w pobliżu.
Wieczorem wyruszyłam na polowanie, aby napełnić mój pusty żołądek. Skoro będziemy tutaj przez jakiś czas uziemione, to nie jest mi dane nacieszyć się dopiero, co kupionym przez rudowłosą chlebem oraz innymi ludzkimi smakołykami. Musiałam je zostawić Ignis, aby starczyły nam na dłużej.
Długo nie mogłam znaleźć odpowiedniego miejsca, lecz kiedy udałam się na łąkę dość spory kawałek dalej, udało mi się wreszcie złapać parę gryzoni. Gdy mój żołądek był już pełny, a po świecie stąpały trzy ryjówki i jedna mysz mniej zamieniłam się z powrotem w człowieka i ruszyłam wolnym krokiem w kierunku naszej kryjówki.
Niestety tej nocy widać było jedynie wąski sierp księżyca, przez co ziemię spowijała prawie całkowita ciemność. Wzdrygałam się za każdym razem, kiedy słyszałam jakiś podejrzany odgłos. Miałam ochotę z powrotem zamienić się w sowę, lecz wiedziałam, że jak za każdym razem będę tak robić, to nigdy nie pozbędę się tego pieprzonego lęku przed ciemnością. Dla dodania sobie otuchy zaczęłam śpiewać cicho piosenkę, którą nuciła mi matka, kiedy byłam małym dzieckiem. Kochałam śpiewać, lecz zawsze wstydziłam się swojego głosu. Robiłam to jedynie w takich sytuacjach, jak ta, czyli kiedy byłam zupełnie sama.
Kiedy po jakimś czasie w końcu wróciłam na miejsca, ujrzałam jedynie zgaszone ognisko. Po rudowłosej zaś nie było ani śladu.

<Ignis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...