wtorek, 15 stycznia 2019

Od Miry - Piękne zachody słońca...

Poranne promienie słońca, które przebijały się przez liście ogromnego drzewa, zaczęły mnie kłuć w oczy. Lubię słońce, ale nie wtedy, gdy rozkazuje mi wstawać. "Jeszcze godzinka..."- pomyślałam, po czym ziewnęłam i leniwie przeniosłam łeb na drugą stronę gałęzi. Całkiem wygodnie się spało jako kot. Nie jest tak zimno, a i miękko. Nie było mi jednak dane w spokoju się wyspać po wczorajszym męczącym dniu, ponieważ jeden z większych ptaków wylazł ze swojej rodzinnej dziupli i zaczął melodyjnie skrzeczeć nad moimi uszami. Podniosłam powieki z tak wielkim trudem, jakby były do nich przyczepione kowadła.
"Krrrrrrrraaaaaa krukru... KAAAAAAAAAAAAAAA!" - po dźwięku ptasiej syreny zerwałam się na równe nogi, natychmiastowo zmieniłam postać na ludzką...
- Słuchaj no, Ty pierogu głupi... - stojąc na dosyć cienkiej gałęzi, wskazałam palcem na wrzeszczącego ptaka- ... ludzie tu chcą spać, ty wiesz która jest godzina?! Dopiero dziesiąta rano dochodzi! - wskazałam na nadgarstek, gdzie wcale nie było zegarka, bo w zasadzie tak na prawdę nawet nie wiedziałam, która jest godzina...  Świdrowałam kruka, czy co to w ogóle było, spojrzeniem, na co on tylko pusto na mnie spojrzał, wydał z siebie najgorsze "kha", jakie słyszałam, po czym odeciał dając mi w twarz z ostrego skrzydła.
- Ech...- zdenerwowana na zwierzę podeszłam trochę bliżej końca gałęzi, aby sięgnąć po swój plecak. Nie przemyślałam jednak sytuacji, gałąź pod moim ciężarem się złamała i zanim mój niewyspany mózg cokolwiek zdołał zrobić, wylądowałam na czterech literach pod drzewem, plecak upadł mi na głowę, a gałąź dała mi z liścia w drugi policzek.
- Drogi pamiętniczku... dzisiaj zaś dostałam od kruka i gałęzi... - po chwili już zapisywałam kolejne fantastyczne wydarzenia. Całkiem niedawno mijałam tereny wieży Zehal, moim zdaniem to bez sensu, że jest tak obszernie strzeżona, w końcu chciałam ją tylko pozwiedzać. Ale z drugiej strony, jakbym coś popsuła...
Śniadanie z chleba sprzed czterech dni nie jest takie złe. Przydałoby się jednak w końcu zjeść coś porządnego... Całe szczęście, że wioska Prieve jest niedaleko. Zaczęłam więc kopytkować w stronę pobliskiego miasteczka. Po drodze, w skórze geparda, udało mi się upolować dwa średniej wielkości szaraki. Może jednego uda mi się sprzedać komuś, komu się przyda. Sama bym najchętniej go upiekła, gdybym przy okazji nie potrzebowała trochę drobnych do sakiewki.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...