czwartek, 17 stycznia 2019

Od Ignis do Lucy - Porażka dołuje doświadczenie wzmacnia...

To był zwykły dzień, pomijając kilka wypadków po drodze. Tak przynajmniej myślałam. Od wielu dni byłam w podróży i do tej pory bez przeszkód unikałam wszelkiego rodzaju osad zamieszkiwanych przez różne osobniki. Było mi to na rękę, przynajmniej dopóki zapasy mi się nie skończyły a mój płaszcz przestał mnie chronić przed wilgocią i zimnem.
- Nie mam wyjścia, muszę znaleźć jakąś wioskę gdzie będzie jakiś krawiec – myślałam na głos.
Tym razem szczęście mi sprzyjało i niewiele musiałam przejść, aby znaleźć jakikolwiek ośrodek cywilizacji. Nim weszłam w tłum kręcący się przy stoiskach, sprawdziłam sakiewkę z moimi monetami. Nie miałam ich za wiele, ale liczyłam, że uda mi się chociaż zakupić trochę pożywienia.
- Pamiętaj, tylko spokojnie – szeptem do siebie powiedziałam i wzięłam głęboki oddech.
Od kupców i handlarzy tylko mężczyźni bardziej mnie irytowali. Przy każdym stoisku sprzedający próbował mnie zatrzymać na dłużej, przekonując jak jego towar jest bardzo wartościowy i niezwykle potrzebny. Musiałam zaciskać pięści aby się pohamować od przyłożeniu takiemu jednemu w jego pulchną twarzyczkę. Ostatecznie zakupiłam trochę żywności a nawet nowy płaszcz, naprawa starego wyniosłaby mnie o wiele więcej i jeszcze musiałabym czekać kilka dni, na co ja nie mogłam sobie pozwolić. W końcu goniąca mnie lodówka na czterech łapach może zjawić się w każdej chwili a w tym momencie w moim kołczanie były tylko trzy strzały, co definitywnie nie wystarczyłoby na tą gadzinę. Po skończonych zakupach zaczęłam się wycofywać z miasteczka, kiedy zauważyłam nieopodal mnie jakieś poruszenie. Mając nadzieję, że to może jakaś bójka, w której mogę wziąć udział, aby się wyżyć, ruszyłam w tamtym kierunku. Oczywiście nie zamierzałam się przeciskać przez tłum gapiów, skorzystałam z okolicznych krzaków. Kiedy zajęłam wygodne miejsce moim oczom ukazała się scenka w której to strażnicy uwięzili sowę. Po usłyszeniu, że więzień jest Zmiennokształtnym nic mnie już nie obchodziło. Nigdy nie miałam w zwyczaju pomagać obcym bez powodu, ale mężczyzna mnie irytował. Wyciągnęłam strzałę a w drugą rękę wzięłam swój łuk który też nosiłam na plecach. Wycelowałam w niego i strzeliłam. Dla bezpieczeństwa szybko uciekłam z tamtego miejsca, aby jeszcze mnie nie złapali. Krzakami udałam się w stronę małych i ciemnych uliczek, a kiedy byłam wystarczająco daleko, zatrzymałam się. W tym samym czasie sowa przyleciała i zamieniła się w dziewczynę.
- Może wypadałoby podziękować za uratowanie tyłka? – odezwałam się do nieznajomej, przyglądając się jej.
Uratowana Zmiennokształtna odwróciłam się w moją stronę, również lustrując mnie wzrokiem.

<Witaj Lucy, starałam się najdłużej jak mogę, ale dopóki nie poznam twojej postaci wystarczająco dobrze, będzie ciężko>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...