piątek, 25 stycznia 2019

Od Ignis do Lucy – Porażka dołuje, doświadczenie wzmacnia

Pierwsze co poczułam po tym jak odzyskałam przytomność to liny na moim ciele. Ktoś mnie związał i to dosyć mocno, bo nie byłam w stanie się ruszyć. Chciałam cos powiedzieć, ale dotarło do mnie, że jestem też zakneblowana. No kurwa świetnie, zajebiście by było, gdybym coś pamiętała. A nie mogłam sobie przypomnieć, co się stało. Czułam tępy ból z tyłu głowy, jakby ktoś mi mocno czymś przypieprzył. Powoli docierały do mnie wszystkie pozostałe bodźce z zewnątrz. Ból, który czułam przez ranę w nodze stawał się silniejszy od tego, co czułam na głowie. Pomimo tego, że wiedziałam, że szamotanie się to zjebany pomysł, spróbowałam go. Skończyło się na tym, że tylko narobiłam sobie kilka siniaków, a liny bardziej się we mnie wbiły.
- Ej, chyba się obudziła – usłyszałam męski głos.
Podeszło do mnie dwóch mężczyzn, ubranych w skóry. W oczy mi się rzuciły pióra, które mieli przy pasie. Przez światło, które dobiegało z latarni, trzymanej przez jednego z nich, mogłam zauważyć, że niektóre z nich są pomarańczowe, inne żółte a niektóre czerwone. Nie miałam wątpliwości, po nich rozpoznałam, że mam do czynienia z łowcami feniksów. Byłam w czarnej dupie.
- Jesteś pewny, że ta dziewczyna to feniks? – odezwał się ten z latarnią.
-  Wątpisz w moje umiejętności? – odpowiedział zapytany, który był ewidentnie starszy od jego współpracownika.
Spojrzałam na nich i już czułam jak zalewa mnie fala nienawiści. Te pieprzone dupki polują na innych z mojego gatunku, zabijają ich dla pieniędzy. Miałam ochotę eksplodować, mienić się w  pieprzonego ognistego ptaka i spalić ich na jebany popiół. Zamiast tego, zaczęłam się bardziej szamotać, przez co bardziej uszkodziłam sobie nogę.
- Nie szarp się złociutka, potrzebujemy cię żywą – powiedział starszy, podnosząc mnie do góry i powodując, że usiadłam.
Młodszy przysunął się bliżej, przez co światło zaczęło mnie bardziej oślepiać. Zmrużyłam oczy, bo nawet ja byłam na to wrażliwa. Któryś z nich do mnie podszedł i ściągnął mi knebel, przez który nie mogłam mówić. Gwałtownie nabrałam do swoich płuc powietrza, delektując się nim.
- To co moja droga, będziesz współpracować? – po głosie dalej mogłam rozpoznać, że mówi do mnie ten bardziej doświadczony.
- Czego ode mnie do cholery jasnej chcecie? – odezwałam się po dłuższej chwili.
- Nic takiego kochana, chcemy tylko abyś zaprowadziła was do swojego gniazda – odezwał się przesadnie miłym głosem mój rozmówca, o ile był w stanie przybrać taki ton ze swoim niskim i gardłowym głosem.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Doskonale wiesz, nie kłam – złapał mnie za włosy i pociągnął moją głowę do tyłu zmuszając, abym spojrzała w jego oczy.
Niewiele myśląc, splunęłam na niego. Mój rozmówca odsunął się i przetarł dłonią swoją facjatę. Żałowałam, że nie trafiłam w oko, ale wykorzystałam okazję i spróbowałam go kopnąć. Młodszy chyba przejrzał moje zamiary i stanął na mojej ranie, wywołując u mnie okrzyk bólu.
- Chcieliśmy po dobroci to załatwić maleńka, ale skoro nie dajesz nam wyboru… - dostałam w twarz.
Poczułam ból a później pieczenie na prawym policzku. Pojawił się też szok, który szybko został zastąpiony gniewem. Ostatni raz tak się poczułam kiedy on, Morfin, obecny Alfa uderzył mnie po raz ostatni. Czułam jak mój wewnętrzny ogień zaraz eksploduje, ujawniając moją prawdziwą formę. Próbowałam to opanować, jakoś to w sobie zwalczyć.
Starałam się nie patrzeć na tego, który mnie uderzył. Mój wzrok zawiesiłam na tym młodszym łowcy. Miał nie więcej niż 20 lat, całe życie miał przed sobą. Początkowo wydawał się dosyć niewinny. Ale dostrzegałam na jego twarzy ten uśmiech. Kpiący, wywyższający się, pewny siebie. Uśmiech, który doskonale znałam i którego szczerze nienawidziłam. To przelało czarę goryczy, było niczym zapalona zapałka rzucona w substancję łatwopalną. Wybuchłam. Poczułam jak przez moje ciało przechodzi fala ciepła, jak ogień w moim wnętrzu szaleje. Zaczęłam się zmieniać w feniksa, ognistego ptaka o pomarańczowych piórach. Kiedy przemiana dobiegła końca, rozerwałam krępujące mnie liny. Mężczyźni chcieli już dosięgnąć broni, ale byłam szybsza. Wzbiłam się w powietrze, a moje emocje zapanowały nade mną, wywołując u mnie samozapłon. Moje pióra i ciało stały się ogniem a ja wydałam swój okrzyk rzucając się na oprawców. Nie mieli szans. Spaliłam ich żywcem na marny popiół. Kiedy było już po wszystkim, wróciłam do człowieczej formy. Nie miałam nawet siły aby ustać na nogach, od razu upadłam na ziemię. Niekontrolowanie moje oczy zaczęły się zamykać, a ja straciłam przytomność.
- Ignis… - to było ostatnie słowo, jakie do mnie dotarło, a głos, który je wypowiedział brzmiał znajomo.

<Lucy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...