poniedziałek, 14 stycznia 2019

Od Riny do Hasharian - A więc tak...

Już mijały długie dni odkąd wędrowałam z lasu do lasu by tylko odnaleźć jakieś chwilowe miejsce do zamieszkania. Wszędzie wiał zimny wiatr, a nawet moja sierść nie dała rady mi pomóc uchronić się przed zimnem. Wędrówki między wymiarami były bardzo nieprzyjemne tudzież bolesne jak i czasem krwawe... W jednym z nich byłam goniona przez stado rozwścieczonych wampirów, które tylko na mój widok zaczęły szarżować niczym konie. Dzisiaj było podobnie, stado zajebanych gryfów uszkodziło mi nogę kiedy próbowałam się dostać na jedną z wyższych gór... Do tej pory kuleję nie mogąc znaleźć własnego miejsca. Niestety, taki jest mój los. Po całym tym dniu ledwo widziałam na oczy... W sumie oko, bo drugiego kurwa nie mam! Nie ważne... Musiałam chwile odpocząć by na następny dzień mieć jakiekolwiek siły na polowanie, od paru dni nic nie jadłam pomimo bycia tym kurewskim demonem. Po dalszej podróży zaszłam na jakieś wzgórze z którego zaczęłam się rozglądać. Ledwo widząc na oczy dostrzegłam jakąś wieżę, która była schowana za mgłą, która była tak gęsta jak zupa. Pokręciłam głową i zsunęłam się ze wzgórza a potem ruszyłam w kierunku wieży, którą było ledwo widać. Po krótkim spacerze, zauważyłam, nie tylko wieżę, a wielkie oraz zniszczone królestwo, które było opuszczone... Skąd to wiem? Bo kurwa mam zajebisty węch! Od razu bym wyczuła intruza, który już by siedział w tych zgliszczach. Niezwłocznym, ale i wolnym krokiem ruszyłam dalej, by móc znaleźć jakiekolwiek schronienie albo chociaż odpocząć na jedną noc. Wchodząc na te tereny zaczęłam się rozglądać za jakąś kryjówką, po chwili zauważyłam kraty w ziemi, które mnie zaciekawiły. Podeszłam do nich widząc, że jest to przejście prawdopodobnie do lochów lub jakichś piwnic... Przemieniając się w bezlitosną bestię, chwyciłam za kraty i zaczęłam szarpać jak najmocniej potrafiłam, zgrzyt krat był na tyle
głośny, że aż było słychać w całych ruinach ich pękniecie. Odstawiłam kraty na bok i spojrzałam do środka, zobaczyłam schody na dół, więc postanowiłam iść tymi schodami by znaleźć miejsce dla siebie. Kiedy miałam już schodzić, spojrzałam na kraty które zostały wyrwane i podnosząc je zakryłam owe wejście by nikt nieproszony nie zauważył, że coś jednak się tu stało i zacząłby mnie szukać. Razem ze swoją torbą poszłam schodami w dół, nie byłam zdziwiona bo droga była dość dłuższa niż inne drogi do lochów... Jednak byłam blisko, miejsce nie było lochami lecz bardzo dużą piwnicą, która posiadała wiele korytarzy, istny labirynt...
Po krótkiej wędrówce zobaczyłam, że są jakieś lekko uchylone drzwi, podchodząc do nich zauważyłam większe pomieszczenie ze starymi półkami i... Materacem? Prawdopodobnie ktoś tu kiedyś przebywał, może jakiś alchemik coś tworzył i przechowywał różne rzeczy... Rzuciłam torbę na ziemię i od razu jebłam w materac swoim ciałem, od dłuższego czasu tak szybko nie zasypiałam, nawet do końca nie zwiedziłam tych ruin a już poczułam, że zasypiam. Spałam dość długo, bo następnego dnia wybiło południe... No cóż, przynajmniej się nieco wyspałam. Wstałam lekko obolała przez moją zakrwawioną nogę, na której ledwo stałam jak i chodziłam, to była dość mocna męczarnia. Nadal jednak nie miałam na tyle siły by ruszyć na polowanie i w końcu pożreć jakieś durne zwierzę i przespać dalsze dni by tylko móc wypocząć i być w pełni sprawna. Wstałam obolała przy czym wpadłam na pomysł, że nie muszę się jednak tak wysilać i mogę spróbować stworzyć własne pułapki na chociaż jakieś mniejsze zwierzęta, byłoby o wiele łatwiej jednak wymagało by to cierpliwości oraz czasu... Kuśtykając ruszyłam do wyjścia a potem w stronę najbliższego lasu lub chociaż jakiejś polany gdzie mogłabym znaleźć odpowiednie materiały na zbudowanie nawet najmniejszej pułapki! Po paru godzinnym konaniu w końcu doszłam do
rzeki... Rzeki... RZEKI?! Nie mogłam uwierzyć, że w końcu znajdę chociaż trochę jakiegokolwiek posiłku... Mianowicie woda to dla mnie zbawienie, szybszym krokiem (lecz nadal kuśtykając) podeszłam do niej i zaczęłam pić, pragnienie wreszcie zgasło ale głód nadal pozostawał. Już prawie kończyłam popijać wodę z rzeki, nie zdając sobie sprawy, że właśnie ktoś mnie obserwował... Nie byłam czujna, dopiero po chwili dotarło do mnie, że muszę wykonać unik. Odskoczyłam, cofając się lekko zdyszana, spojrzałam na przedmiot który mnie właśnie miał zaatakować... Była to strzała, za drugim razem spojrzałam w stronę napastnika, a raczej napastniczki... która trzymała w ręku łuk.

<Hasharian oddaje ci głos XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...