wtorek, 22 stycznia 2019

Od Lucy do Ignis - Porażka dołuje, doświadczenie wzmacnia...

Kiedy wyleciałam z jaskini, pierwsze, co poczułam to okropne zimno, które przeszyło całe moje ciało, od głowy do szponów. Ujrzałam zamrożonych strażników, którzy wyglądali jak żywi. Na ich twarzach widać było strach i przerażenie przed nieuniknioną śmiercią. Wystawiali ręce, aby się obronić, a niektórzy zasłaniali się tarczą. Na nic się jednak to zdało, gdyż smok był od nich o wiele silniejszy. Niektórzy z nich mieli jednak trochę mniej szczęścia i umierali w męczarniach. Na ziemi leżały pourywane kończyny, a gdzieś dalej wyszarpane z brzucha jelita oraz inne wnętrzności. Wszystkie drzewa oraz krzewy dookoła pokrywała tafla przeźroczystego lodu, a z gałęzi zwisały długie, ostre sople. Razem z Ignis miałyśmy niebywałe szczęście, że trafiłyśmy na tę jaskinię. Gdyby nie to, podzieliłybyśmy zapewne los strażników.
Wzleciałam ponad korony drzew i jeszcze bardziej się przeraziłam. Praktycznie cały las był zamrożony, a mniej więcej kilometr ode mnie unosiła się w powietrzu ogromna bestia, szukająca swoich dwóch niedoszłych ofiar. Mimo że smok był daleko, jak najszybciej schowałam się z powrotem pośród drzew, aby nie wypatrzył mnie z oddali.
Kiedy byłam już na dole, ujrzałam kawałek dalej od pobojowiska jakiś ruch. Podleciałam na miejsce z nadzieją, że to Ignis wydostała się już z podziemi na zewnątrz. Niestety był to jeden ze strażników. Zamiast lewej ręki, miał jedynie wystający kikut, który cały pokryty był skrzepniętą krwią. Próbował wstać z ziemi, lecz cały czas upadał, a nie było niczego w pobliżu, co mógłby wykorzystać do podparcia się. Zauważyłam, że jedna z jego nóg jest najprawdopodobniej złamana, gdyż była wygięta pod dziwnym kątem.
Mimo że głos rozsądku mówił mi, że mam do niego nie podchodzić, wygrało jak zwykle w takiej sytuacji moje sumienie. Nie potrafiłam przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebuje pomocy, to była moja największa słabość.
Zamieniłam się w człowieka i podeszłam do mężczyzny. Podałam mu rękę i dzięki mnie podciągnął się wreszcie jakoś do góry. Pozwoliłam, aby oparł się na mnie całym ciężarem i zaczęłam prowadzić go w kierunku kawałka niezamrożonej trawy. Po parunastu krokach, kiedy dotarliśmy, pomogłam mu się położyć i zaczęłam mu opatrywać rany, a przede wszystkim odgryzioną rękę. Oderwałam w tym celu kawałek mojej bluzki i zawinęłam ją wokół kikuta.
Nagle jednak mężczyzna rzucił się na mnie i zaczął przyciskać mnie z całej siły do ziemi. Ramieniem urwanej ręki przycisnął moją szyję i zaczęłam się dusić. W tym samym momencie poczułam, jak zdrową ręką próbuje ściągnąć mi spodnie. Byłam przerażona i próbowałam się rozpaczliwie uwolnić, lecz ten zboczeniec oparł się na mnie całym swoim ciężarem. W ostatniej chwili udało mi się sięgnąć do kieszeni mojego płaszcza i wyciągnęłam ukradziony kiedyś na targu nóż. Bez zastanowienia wbiłam go w bok strażnika, tak głęboko, że z jego ciała wystawała teraz jedynie rękojeść. Wściekły mężczyzna krzyknął rozpaczliwie z bólu i zaczął się miotać. Po chwili jednak jego ciało znieruchomiało. Kiedy byłam już pewna, że nie żyje, wyciągnęłam z jego ciała nóż i zepchnęła z siebie zakrwawionego trupa.
Wstałam i spróbowałam uspokoić swój nerwowy oddech. Całe moje ubranie było teraz we krwi, a nie miałam niestety żadnego na zmianę. Na szczęście na czarnym płaszczu nie była ona aż tak widoczna. Kiedy udało mi się dojść do siebie, usłyszałam kawałek dalej wołanie Ignis. Zamieniłam się, więc w płomykówkę i poleciałam w stronę głosu. Miałam jedynie nadzieję, że nie będzie mnie pytać o krew na ubraniach. Nie miałam zamiaru jej mówić o tym, co tu zaszło.

<Ignis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...