środa, 30 stycznia 2019

Od Mirona do Aesandi - Nostalgiczny spokój

No to niezłe mają zasady. W zasadzie, to przez całą drogę, gdy panna z klanu pomagała mi szukać tej rośliny, szukałem sposobu, czy nie można jakoś pomóc ich całemu klanowi. Patrząc jednak na to, że próbują być nadal wytępiani przez inkwizycję, to nie za dużo udałoby się z naszej strony cokolwiek osiągnąć na skalę światową. Przewracałem tylko oczami, gdy nie pozwoliła mi o nic zapytać, nawet o imię. No bo co ja zrobię, jak dziewczyna jest zestresowana na poziomie wykraczającym poza skalę majestatyczności mojej nowej fryzury.
Z jednej strony nie chciałem jakoś robić zamieszek na tym terenie przez to, że tutaj jestem. Tak samo też nie chciałem, żeby dziewczyna wpakowała się przeze mnie w jakieś tarapaty, jeśli są tutaj dosyć surowe tradycje...
-Bardzo dziękuję za pomoc, to po pierwsze...
Posłałem jej uśmiech w trakcie podziękowań. Jednak nie mogłem odejść tak po prostu, zwłaszcza, że w tyle leżały sobie tak po prostu martwe ciała, które ktoś bez problemu mógłby znaleźć, gdyby tylko wszedł głębiej do lasu. No i tak czy siak w drodze powrotnej muszę jeszcze zebrać parę krzaków, bo nieznajoma tak bardzo się śpieszyła do tego kwiatu, że nie zdążyłem popatrzeć niemalże na nic.
-... a po drugie tak dla Twojej wiadomości, to nie opuszczam jeszcze tego terenu, dopóki nie zbiorę wszystkich potrzebnych roślin i nie zakopiemy tych ciał, które porozrzucałaś niczym kwiatuszki na jakimś ślubie. - poruszyłem rękami udając nimi małe skrzydełka, którymi zatrzepotałem kilka razy. - W zasadzie, to może lepiej, żebym sam później to zrobił, bo nie chcę ci narobić problemów. Miło było Cię poznać, trzymaj się.
Pomyślałem w międzyczasie i ten pomysł wydawał mi się lepszy, jeśli ona chce iść już w swoją stronę, a mnie wygania. No, ale nie dziwię się jej, w końcu w każdej rasie czy nawet domu panują inne zasady. Pomachałem na pożegnanie i ruszyłem w przeciwnym kierunku. Patrząc na to, co ta dziewczyna mi mówiła, to miałem nadzieję, że nikt nas nie widział. Już i tak się naraziła, zwłaszcza, że tego kwiatu nie znajduje się tak łatwo. Doceniam.
Aby zaoszczędzić na czasie i energii, no i przy okazji, aby wtopić się w tło, przybrałem formę czarnej pumy i ruszyłem w stronę, gdzie wcześniej odbyła się walka. W oddali między drzewami ujrzałem jednak kolejnych uzbrojonych ludzi. Biegli oni niemalże prosto w stronę, skąd teraz wracałem, a dokładnie z miejsca, gdzie chciałem wrócić.
"Cholera jasna..."- pomyślałem, po czym natychmiast zmieniłem się spowrotem w człowieka. Udawałem, że przechadzam się i obserwuję rośliny, pocierając przy tym swój zarost na brodzie. Starałem się, aby jak najbardziej wyjść naprzeciw grupce... a w zasadzie, to dwóm facetom. Tego trzeciego można było nie liczyć, bo chyba był trochę wstawiony...
- Co ty tu robisz, cwaniaczku?! -wykrzyczał jeden z nich, gdy znajdowali się tuż przede mną. Wymierzył mi miecz w szyję.
- Drogi Panie, po co te nerwy...- podniosłem ręce w górę, lecz ten nie rezygnował ze swojej skwaszonej miny na twarzy.
- Zamknij się! Pewnie jesteś jednym z tych z klanu, żeby nas pokonać! Tym razem się wam nie uda!- zawarczał. Z wielkim wysiłkiem powstrzymywałem śmiech, który pojawił się w moim gardle. A to ci logika, żeby wysyłać po trzech- czterech facetów na raz. Chyba, że ci to się dopiero teraz odnaleźli w rzeczywistości... Jako, że nie chciałem, żeby było więcej ofiar, to powoli zdjąłem torbę z ramienia.
- Nie nie, myli się pan, ja do owego klanu nie należę, wszakże to tylko legendy o nim snujecie, i nadal niczego nie pojmujecie, a ja tu tylko swego psiaka poszukuję, aby wrócić z nim spokojnie do domu, bo biedak pewnie już skomle gdzieś w oddali... słyszycie? -w międzyczasie, gdy zagadywałem zdezorientowanych panów, wyciągnąłem z plecaka proszek usypiający, którego miałem jeszcze trochę w zanadrzu. Nadstawiłem ucha udając, że słyszę mego psa. Gdy tylko cała trójka odwróciła głowy w stronę, z której nadsłuchiwałem nieistniejących dźwięków, nie tracąc ani chwili, zdmuchnąłem proszek z dłoni w ich twarze. Ani się obejrzałem, jak już wszyscy sobie smacznie chrapali.
"Dzięki, babciu"- podziękowałem w myślach swej przyjaciółce, która wręcz musiała mi siłą wpychać ten proszek, bo na początku sądziłem, że do niczego mi się nie przyda. Były też inne plusy, ponieważ po zastosowaniu piasku osoba, która była pod jego wpływem traci też kawałek wydarzeń z pamieci, które wydarzyły się zaraz przed tym, więc tworzyły się luki. Idealne, żeby pomyśleli, że im się tylko śnił jakiś pacan szukający psa.
Założyłem plecak spowrotem, a śpiących zabrałem pod pachy. Nie byli nawet tacy ciężcy. Chociaż miei jeszcze zbroje, więc wolę nie myśleć, jakie piórka by z nich były, gdyby nie mieli na sobie tego całego uzbrojenia. Przez chwilę poczułem znajomy zapach, jednak pomyślałem, że mi się tylko wydaje i zabrałem się do pracy. Przynajmniej nie czuć aury żadnych kolejnych uzbrojonych ludzi, takich jak ci.
Dotarłem na obrzeża lasu, zostawiłem tam śpiących i podmieniłem zwój, w którym mieli napisane, co mają zrobić. Całe szczęście, że ją zauważyłem, bo wszystko poszłoby na marne. Po chwili już jako liger wykopywałem w lesie dziury na ciała martwych facetów.

<Aesandi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by...